Sobota po południu. W myślach przeklinam rażące słońce, bowiem mój europejski organizm o tej porze zwykł raczej kłaść się do snu. Zegarek wskazuje jedenastą... wieczorem. Od chwili, gdy wysiadłem
wtorek, 26 września 2017
Miało być o Kanadzie...
Sobota po południu. W myślach przeklinam rażące słońce, bowiem mój europejski organizm o tej porze zwykł raczej kłaść się do snu. Zegarek wskazuje jedenastą... wieczorem. Od chwili, gdy wysiadłem
czwartek, 7 września 2017
Tremendum et fascinans
Świadomość tego gdzie jestem dociera do mnie dopiero w przebieralni. Przedtem jedynie przechadzaliśmy się po korytarzach przypominających raczej korporacyjne biura aniżeli szpital – miejsce, w którym od zawsze czułem się źle i gdzie starałem się spędzać tak mało czasu, jak to tylko możliwe.
piątek, 1 września 2017
Minipowieść z wąsem w tytule
Na początku są mury. Ogromne, masywne i doskonale zachowane. Żadne tam nędzne pozostałości zdruzgotanej wojnami twierdzy. Granic Saint-Paul-de-Vence (wym. sę-pol-de-wąs) broni mięsisty kawał średniowiecznych obwarowań, których widok od wieków musiał budzić respekt. Dziś mury przywodzą raczej na myśl ozdobną skorupę. Przedarłszy się przez nią, trafiam do zupełnie odmiennego świata, stanowiącego mieszaninę kilkusetletniej architektury z umiarkowanie acz konsekwentnie panoszącą się nowoczesnością.
Subskrybuj:
Posty (Atom)