niedziela, 22 listopada 2020

Do czytania o czytaniu


Osiemnaście lat temu dostałem na urodziny "Lot nad kukułczym gniazdem" – książkę, która wywróciła do góry dnem moje spojrzenie na literaturę. Powieść Kena Kesey'a nie tylko wyleczyła mnie z karmionego licznymi lekturami szkolnymi wstrętu do czytania, ale sprawiła, że po dotarciu do ostatniej strony poczułem brak, który dało się zapełnić tylko kolejną książką. Nic więc dziwnego, że księgarnie stały się jednymi z moich ulubionych miejsc, a książki – najczęściej wybieranymi pamiątkami z podróży. 

Patrząc z tej perspektywy, można powiedzieć, że dotarłem do Nowego Jorku co najmniej o sześćdziesiąt lat za późno. To właśnie wtedy z planu miasta zniknął Book Row, jak nazywano odcinek Czwartej Alei między Union Square a Astor Place, gdzie w szczytowym okresie mieściło się aż 48 księgarń. 

Ich upadek przebiegł dwuetapowo. Najpierw sporą część biznesów pożarł wielki kryzys lat trzydziestych, zaś dwie dekady później dzieła zniszczenia dopełniły szybujące w górę opłaty czynszowe. Dziś mówi się, że jedynym ocaleńcem z Book Row jest księgarnia Strand, która w porę zdążyła przenieść się kilka przecznic dalej, do kamienicy u zbiegu ulicy 12. i Broadway'u. 

Kolejka przed wejściem do Strand Bookstore na rogu Broadway'u i 12. ulicy.

Ilekroć wchodzę do Stranda, czuję się, jakbym buszował po strychu pełnym skarbów. Pod stopami skrzypi podłoga, a na solidnych, drewnianych półkach porozkładane są książkowe starocie. Przeważającą część oferty stanowią książki używane, dlatego oficjalnie klasyfikuje się Stranda jako antykwariat. Jednak za sprawą reklamowego sloganu, miejsce to znane jest przede wszystkim jako księgarnia z 18 milami książek. Choć podobno faktyczny rozmiar zgromadzonych zasobów dawno przerósł już owe 18 mil.

Tegoroczny kryzys sprowadził na firmę widmo upadku. W ubiegłym miesiącu jej właścicielka, Nancy Bass Wyden, zaapelowała na Tweeterze o pomoc. Reakcja internautów była natychmiastowa. W ciągu jednego weekendu spłynęła lawina zamówień, których łączna wartość przekroczyła dwieście tysięcy dolarów. Przez moment wydawało się, że jedyną ofiarą całej sytuacji będzie serwer, który nie wytrzymał naporu klientów. Wkrótce potem atmosferę ostudzili pracownicy Stranda. Mają za złe szefowej, że ta – choć otrzymała niedawno dodatkowe wsparcie z programu pomocowego dla przedsiębiorców – zdecydowała się przeznaczyć większość środków na inwestycje, zamiast wesprzeć finansowo ponad stu członków swojej załogi, których wysłała na przymusowy urlop. Czarę goryczy przelała wiadomość, że za część pieniędzy Bass Wyden zakupiła akcje Amazona, którego przedstawiała dotychczas jako swojego głównego konkurenta na rynku. Właścicielka odparła zarzuty, twierdząc, że doraźna pomoc pracownikom nie uratowałaby przedsiębiorstwa, wobec czego obrała strategię długofalową.

Pomimo zawirowań, Strand pozostaje kultową nowojorską księgarnią, a przed jej drzwiami ustawiają się obecnie długie kolejki klientów. Ja nie znajduję w sobie aż tyle cierpliwości, by do nich dołączyć, więc ograniczam się do pamiątkowej fotografii i kieruję swoje kroki w stronę konkurencji.

Zaledwie kilka przecznic dalej mieści się czteropiętrowa księgarnia sieci Barnes & Noble. Mimo że firma sięga swą tradycją końca XIX wieku, to w jej salonach nie ma nic ze strychowej atmosfery. Jest za to klimat eleganckiego sklepu wielkopowierzchniowego z bardzo przyzwoitą ofertą. 

Moją uwagę przykuwa skromne stoisko zatytułowane "Randka w ciemno z książką". Znajdują się tam książki zawinięte w szary papier pakowy, opatrzone lakonicznymi opisami typu "fikcja historyczna", "kapryśna przygoda" albo "historia miłosna na przestrzeni wieków". Wygląda to trochę jak skarbnica bezpiecznych prezentów. Jeśli obdarowanej osobie książka nie przypadnie do gustu, zawsze można zrzucić winę na księgarza, który opatrzył ją intrygującym komentarzem.


Utrzymana w klimacie początków XX wieku kawiarnia na trzecim piętrze raczej świeci pustkami ze względu na pandemiczne ograniczenia. Za to nieco dalej, w sekcji z tanimi książkami po raz kolejny napotykam koczujących bezdomnych. Nie wiem, dlaczego upodobali sobie ten zakątek. W pierwszym odruchu przychodzi mi na myśl, że udają klientów, żeby zaznać nieco schronienia. Strofuję się jednak po chwili, gdy widzę, że kobieta siedząca na podłodze nikogo nie udaje, lecz po prostu czyta książkę. Niby dlaczego bezdomność miałaby dyskwalifikować z zamiłowania do literatury?

Kawiarnia sieci Starbucks w Barnes & Noble przy Union Square

Jeszcze jedna nowojorska księgarnia w moim subiektywnym mini przeglądzie to Rizzoli, mieszcząca się przy Broadway'u, nieopodal skrzyżowania z ulicą 26. Jej poprzetykane kolumnami wnętrze z sufitowymi zdobieniami roztacza aurę świątyni literatury. Sporo tam powieści włoskich autorów, a jeszcze więcej – książek poświęconych sztuce. O jej światowej renomie dowiedziałem się przypadkowo. W radiowym serwisie informacyjnym usłyszałem kiedyś, że powstała monografia poświęcona Wilhelmowi Sasnalowi, którą opublikowało – jak podkreślono – prestiżowe nowojorskie wydawnictwo Rizzoli. Aż wstyd się przyznać, że dotychczas kojarzyłem ich księgarnię przede wszystkim ze stoiskiem z oryginalnymi pocztówkami. 

A może to po prostu specyfika tego miasta? Gdzie spojrzeć, tam legenda. Trzeba tylko nauczyć się je dostrzegać.





Źródła:

6 komentarzy:

  1. „Lot ...” to arcydzieło literatury i filmu. Książkę kupiłam w nieco mniej wyrafinowanym miejscu - w supermarkecie po przecenie za 9,90 zł. Książki kreują naszą wyobrażnię, każdy z czytelników ma własne referencje, ale teraz to jest zalew rowniez pseudoksiążek , wszyscy piszą ...., o wszystkim, ta właścicielka może mogła dokonać dywersyfikacji podziału środków , ale nie znamy szczegołów , bo na pierwszy rzut na moralne postępowanie to wygląda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Na szczęście dobra literatura jest równie dobra w pięknym wydaniu w grubej oprawie, co w tanim wydaniu supermarketowym, a nawet w wersji lekko sfatygowanej z drugiego obiegu.

      Jeśli chodzi o jakość tego, co trafia dziś na półki, to słyszałem niedawno w wywiadzie z przedstawicielką jednego z polskich wydawnictw, że klienci oczekują obecnie niskich cen nawet pośród nowości książkowych. I w efekcie faktycznie mamy do czynienia z zalewem pseudoliteratury, bo ona znajduje najszersze grono odbiorców. Lubię tanie wydania klasyków, ale jeśli nawet nowości literackie dostępne są w promocyjnych cenach już w chwili premiery, to coś jest mocno nie tak. We Francji nowo wydane książki kosztują kilkanaście euro, a ich sprzedaż w promocyjnych cenach jest prawnie zabroniona przez bodajże dwa lata od premiery. W Ameryce ceny są podobne (ok. 20 dolarów). Problem w tym, że w Polsce mało kto będzie chciał kupować książki po 80zł.

      Co do właścicielki Stranda, to również mam mieszane uczucia. Rozumiem, że chwilowy zastrzyk gotówki nie wystarczy, by przetrwać kryzys, więc potrzebne jest racjonalne zarządzanie finansami. Ale jeśli pracownicy otrzymują komunikat, że marka liczy się bardziej niż ludzie, którzy na nią pracują, to nie dziwię się ani trochę ich oburzeniu. Zwłaszcza, że w USA pozbawienie kogoś dochodu oznacza pozbawienie go również ubezpieczenia, co w dobie pandemii jest niezwykle bolesnym ciosem.

      Usuń
  3. Moj mąż przez długi czas miał świra (inne slowo tego nie odda) na punkcie kupowania książek o finansach i szachach ( lata swietlne zanim Netflix zrobił swój serial). Kupował w sieci, dwa razy do roku szła wielka paczka z Ameryki, ksiazki przychodzily do jego kolegi, zbieral i wysylał. Miał też takie osoby w Niemczech i Anglii. Mamy setki ksiązek, gabinet w domu, gabinet w mieszkaniu ( przez to od momentu przeprowadzki mieszkanie nie jest wynajęte) piwnica tam ( specjalne szafy po likwidacji banku), gabinet w pracy. Na szczęscie po jakiś 10 latach wyszedł z nałogu...teraz chyba mnie bierze, zaliczam zaległości...mam potencjał na otwarcie specjalistycznej ksiegarni...swoją drogą kiedyś na Majorce bylismy w takim antykwariacie, kazdy centymetr to ksiazki, balagan, wlaściel niczym z horroru i nagle maż mi przepadł. Telefonu brak zasięgu, szukam go po zakamarkach, trafiam do miejsca z łózkiem i jakimiś starymi mundurami. Naprawdę się przestraszyłam, wydarłam się na tego faceta, po czym z czeluści wyłonił się moj mąż z ksiązkami do kupienia. Chyba tam nie wrócę :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciągnęła mnie Twoja historia. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz sprowokuję Cię do opowiedzenia jakiejś anegdoty. Poza tym zżera mnie ciekawość Twojej potencjalnej specjalistycznej księgarni. Ty też gustujesz w finansach i szachach?

      Usuń
    2. To miejsce na Majorce to English book shop, zdjęcia tego przybytku są m.in. na Tripadvisor,dużo osób pisze o dziwaku właścicielu ale chyba ja tylko odwazyłam się nakrzyczec 😂 Co do moich ksiązkowych zaległosci, to po prostu biografie i powiesci. Moja wiedza nt gry w szachy oparta jest na ksiązce (moge przekrecić tytuł) "Gram w szachy z Kaczorem Donaldem".Tak bohaterowie z Disneya wytłumaczyli mi, jak poruszają się figury. Bardzo dobra pozycja na moj poziom. Co do finansów, to ja jestem takim ekonomistą, jak Ryszard Petru 😂 Księgarnia specjalistyczna to raczej z książek męża.

      Usuń