poniedziałek, 8 lutego 2021

Manhattan w wersji retro


Moje ulubione oblicze Nowego Jorku dobiega sędziwego wieku. Chrysler Building skończył niedawno dziewięćdziesiąt lat, a Empire State Building jest od niego zaledwie o rok młodszy. Zarówno jeden, jak i drugi cieszył się kiedyś tytułem najwyższego wieżowca na Manhattanie. Dziś dumnie spogląda na nie z góry aż sześć nowoczesnych budowli, choć charakter tego miasta chyba wciąż najlepiej oddaje zabudowa pamiętająca jeszcze czasy "Wielkiego Gatsby'ego". 

To nie będzie wykład o sztuce, bo nie mam ku temu odpowiednich kompetencji. Nie zmienia to faktu, że sztuka na mnie oddziałuje. Zwłaszcza architektura. Każde miasto, w którym przebywam, wzbudza we mnie emocje. Dużo emocji. A Nowy Jork zdecydowanie przoduje pod tym względem. I choć bodźce odbierane na poziomie nowojorskiego chodnika dostarczają mi szerokiego spektrum wrażeń (począwszy od zachwytu aż po obrzydzenie), to zadzieranie głowy w górę zazwyczaj nagradzane jest przyjemnymi doznaniami.

Lubię wyobrażać sobie, jak wyglądał Manhattan około stu lat temu. Nie jest to wcale takie trudne, bo tutejsze ulice miejscami aż kipią od pozostałości po latach 20. i 30. ubiegłego wieku. W Polsce patrzymy na ten okres niemal wyłącznie z perspektywy dwudziestolecia międzywojennego, lecz Amerykanom kojarzy się on raczej z czasami prohibicji, erą jazzu i wybuchem wielkiego kryzysu gospodarczego. A najbardziej namacalnym wspomnieniem z tamtych lat jest oczywiście architektura. 

Comcast Building przy 30 Rockefeller Plaza (ukończony w 1933r.)

275 Madison Avenue (wybudowany w 1931r.)

Sala koncertowa w Rockefeller Center


Ilekroć zbliżam się do skrzyżowania Lexington Avenue z ulicą czterdziestą drugą, moją uwagę obsesyjnie przykuwa wspomniany już wcześniej Chrysler Building. Do jego wnętrza prowadzą fikuśne obrotowe drzwi osadzone w przeszklonej metalowej bramie w stylu art déco. Cały budynek mógłby zresztą służyć za wizytówkę architektonicznej wizji tamtych lat. Gdy na niego spoglądam, przychodzi mi do głowy wspomnienie z czasów liceum: 

Co to właściwie jest to art déco? – zapytałem kiedyś kumpla z klasy, który miał jako takie pojęcie o sztuce. Słyszałem tę nazwę parę razy, ale uparcie nic mi nie mówiła. Trudno stwierdzić, co było bardziej naiwne – jego ambicje objaśnienia mi tego za pomocą słów czy moje usiłowanie zrozumienia czegokolwiek z opowieści o pionowych liniach i geometrycznych kształtach. Jedno jest pewne, po tamtym doświadczeniu nie rozpoznałbym art déco nawet, gdybym się o nie potknął. Za to dziś, jak na ironię, mieszkam w mieście tak pełnym elementów art déco, że widmo potknięcia się o nie jest całkiem realne.

Gdybym mógł cofnąć się w czasie, najchętniej pokazałbym samemu sobie z przeszłości fotografie hallu wejściowego Chrysler Building, który nie raz podziwiałem ukradkiem przez szybę. Ostatecznie jednak wpadłem na nieco bardziej realny pomysł zamieszczenia takich zdjęć na blogu. Niestety nie przypadł on do gustu portierowi. Ledwie przekroczyłem drzwi wejściowe i sięgnąłem po aparat, dotarł do mnie głos mężczyzny z przeciwległego końca pomieszczenia oznajmiający, że budynek nie jest dostępny do zwiedzania. Nie pozostało mi więc nic innego, jak tylko ograniczyć się do ujęć z zewnątrz.

Wieża Chrysler Building z oddali

Brama wejściowa do Chrysler Building, której nie zdołałem sforsować

Przemieśćmy się teraz nieco dalej na południowy zachód, gdzie dumnie pnie się ku niebu Empire State Building. To kolejny ikoniczny drapacz chmur w stylu art déco, od którego trudno mi oderwać wzrok. Zwłaszcza wieczorami, ponieważ iluminacja najwyższych partii budynku często nawiązuje kolorystycznie do bieżących wydarzeń. Na przykład w dni ważne dla Amerykanów bywa niebiesko-biało-czerwona, a w okresie Bożego Narodzenia przybrała barwy czerwono-zielone. Jeszcze innym razem pulsowała czerwienią w rytm bijącego serca dla uhonorowania pracowników medycznych walczących z pandemią. 

Wróćmy jednak do Empire State Building w wersji retro, czyli takiej, w jakiej występuje on za dnia, bez nowoczesnego oświetlenia. Podziwiając go z poziomu Piątej Alei, zauważyłem pewną ciekawą zależność. Mimo swej gigantycznej bryły, uparcie wydaje mi się on mniejszym niż jest w rzeczywistości. Paradoksalnie, im jestem bliżej tego bodaj najsłynniejszego nowojorskiego gmachu, tym trudniej dostrzec mi jego gabaryty. Do tego stopnia, że – stojąc u podnóża – mogę jedynie zadrzeć głowę ku niebu, a towarzyszący tej czynności dyskomfort jest jedynym sygnałem, że szczyt budowli znajduje się 373 metry nad poziomem chodnika. Dopiero spoglądając na Empire State Building z tarasu widokowego w jednym z nowoczesnych wieżowców położonych nieopodal, w pełni uzmysłowiłem sobie, z jakim kolosem mam do czynienia. Mało tego – z kolosem wybudowanym przez ludzi z pokolenia naszych dziadków. Coś mi mówi, że żaden z górujących nad miastem XXI-wiecznych drapaczy chmur ustawionych wzdłuż południowego skraju Central Parku nie ma w sobie tyle wdzięku, co ten staruszek. A z pewnością nie odbierze mu statusu wizytówki Nowego Jorku. 

Wschodnia fasada Empire State Building (widok od Piątej Alei)

A tutaj od 34. ulicy

Na parterze mieszczą się sklepy i lokale

Empire State Building widziany z oddali zdaje mi się być niewiele większy od Pałacu Kultury i Nauki. 


8 komentarzy:

  1. mają w sobie coś urzekającego te stare budynki, niesamowite wrazenie robia na mnie te ogromne fasady nad wejsciami. wielkie kolumny , sprawia to wrazenie jakby te wejscia były przeogromne, art deco uwielbiam we wszystkim w architekturze czy bibelotach. Czy to na Empire w NY czy w Chicago jest zrobione to zdjecie z robotnikami majacymi sniadanie a siedzacymi na beleczce wysoko, oj wysoko - co za odwaga!. te budynki w USA sprzed 100 lat są w lepszej kondycji niz autostrady sprzed kilkidziesięciu - podobno stan dróg i mostów w Stanach jest nienajlepszy. I jeszcze jedno - tak tam ciepło ?








    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To słynne zdjęcie z pracownikami posilającymi się na baaaardzo wysoko zawieszonej belce wykonano podczas budowy jednego z budynków Centrum Rockefellera w Nowym Jorku:
      https://en.wikipedia.org/wiki/30_Rockefeller_Plaza

      Co do amerykańskich autostrad, to do mnie również dotarły wieści, że ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Inna sprawa, że jest ich tutaj całe mnóstwo, więc utrzymanie takiej infrastruktury to ogromne przedsięwzięcie.

      Jeśli zaś chodzi o panującą obecnie aurę, to niestety zima w Nowym Jorku nie jest zbyt łagodna. Niebo co prawda często bywa bezchmurne, a temperatury spadają tylko o kilka stopni (Celsjusza) poniżej zera, ale wysoka wilgotność oceanicznego powietrza i podmuchy wiatru sprawiają, że można solidnie zmarznąć podczas spaceru. Do tego wszystkiego dochodzą obfite opady śniegu. Straciłem już rachubę, ile to śnieżyc było w tym sezonie, ale prognozy mówią, że za kilka dni nadciąga kolejna.

      P.S. Powinienem był ostrzec, że zdjęcia we wpisie są zwodnicze, bo zbierałem je przez dłuższy czas. 

      Usuń
  2. A no właśnie , zima trzyma wschodnie wybrzeze ale nie byłam pewna czy juz moze odpuscila i idzie ku wiosnie, bo co czytam o Włoszech to wezyscy blogerzy piszą ze już czuć wiosnę , a ja sie zadtanawiam , ale jak skoro dopiro zrobila się prawdziwa zima , te strefy klomatyczne tak wprowadzają w błąd,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ci południowcy i to ich szczucie pogodą. ;)

      Usuń
  3. Te wiekowe drapacze chmur mają w sobie tyle uroku, z pewnością znajdowanie się blisko nich, to uczta dla wyobraźni. Im jestem starsza, tym wiecej uwagi w czasie obcowania ze starszymi budynkami, poświecam na myśleniu w stylu "kiedyś to było". W ogóle ów 20lecie jest przeze mnie uwielbiane przez pryzmat mody i podkreślania urody. Schludni mężczyzni i kobiece (jakkolwiek to brzmi) kobiety. Gdybym mogła przenieść się w czasie, przez chwilę byłabym panienką ze dworu gdzieś na Mazowszu, i chłonęła ten caly wysublimowany do bólu świat. A następnie boso przemierzałabym łąki i pola, kąpała się w Wisle, jak na wiejską dziewczynę przystalo. I chłonęłabym te wszystkie zapachy beztroski i domowych wypieków.
    A wracając do meritum, to te budynki mają na pewno cos wiecej do przekazania niż lasy monumentow w Dubaju. Gdzie czujesz się, jakby ktoś bez względu na konsekwencje, chciał zaiponować wszystkim, co zaczyna się na "naj".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak barwny komentarz. Przypomina mi się film "O północy w Paryżu". Widziałaś? Opowiada dokładnie o tym, o czym piszesz – naszych marzeniach, by cofnąć się do czasów, które darzymy największym sentymentem. Zresztą bohater filmu (podobnie jak Ty) chętnie spogląda wstecz do lat 20. ubiegłego wieku.

      Usuń
    2. Oczywiście, że widziałam i to nie jeden raz ;). Dobrze wiedzieć, że w takich rozmyslaniach nie ma nic dziwnego. A z tym filmem kojarzy mi się inny Allena, "Purpurowa róza z Kairu", który na pewno widziałeś. Tylko tam ukazana tęsknota za tym, co widzimy na ekranie.
      PS mój intrygujący nick, to wynik rozmyslań o widmie porannego wstania. Kończąc pozną nocą drugi tom powieści, zastanawiałam się, czy wziać się za tom trzeci, czy lepiej oddać się czelusciom Intenetu w komórce by szybciej zasnąc. Wygrała ta druga opcja. Widmo na szczęście nie okazało się bardzo złe i niecałe 4 godziny snu byly wystarczające.

      Usuń
    3. O proszę, Woody Allen pomógł w rozwikładniu zagadki, kto skrywa się za Widmem. A jaka to powieść w (co najmniej) trzech tomach? Czyżby seria Eleny Ferrante?

      Usuń