niedziela, 25 października 2020

Ucieczka z Manhattanu


Wyprawa na Governors Island miała być pierwszą od wielu miesięcy eskapadą poza Manhattan. Zanosiło się, że będzie oryginalnie i z przytupem. Oryginalnie, bo niby niedaleko, a jednak do kompletnie innego świata. Z przytupem, bo nie po lądzie, nie w tunelach metra, lecz promem przez zatokę. No i wyszło wyśmienicie. Był rejs, był wiatr we włosach, nawet pogoda dopisała. Nawalił tylko jeden szczegół, ale nie uprzedzajmy wydarzeń.

Być może uznasz, że rejs to zbyt szumne słowo jak na pięciominutową przeprawę promem, ale dla takiego szczura lądowego jak ja nawet podróż przez zatokę Upper Bay jest już morską przygodą. Dobiwszy do brzegu, pogratulowałem sobie pomysłu wybrania się tam przed południem. Nieliczni współpasażerowie szybko pomknęli w głąb wyspy i zniknęli mi z oczu, pozwalając rozgościć się ciszy. Nie pamiętam już kiedy ostatnio znalazłem się w miejscu tak dalece pozbawionym bodźców, a zarazem tak malowniczym. Na dodatek jesień wykonała tam naprawdę dobrą robotę, więc przez większość czasu nie rozstawałem się z aparatem. 

Aż trudno mi uwierzyć, że jeszcze do niedawna nie miałem pojęcia o istnieniu tego zakątka. Może dlatego, że Wyspa Gubernatorów pojawiła się na turystycznej mapie miasta dopiero w 2005 roku. Przedtem, przez ponad dwieście lat służyła głównie celom militarnym. Z wybudowanej tam twierdzy nowojorczycy usiłowali odpierać ataki armii brytyjskiej. Na wyspie przetrzymywano również więźniów wojennych, a w czasach pokoju wykorzystywano ją jako teren ćwiczeń wojskowych. Co ciekawe, w początkach XX wieku wyspa powiększyła swój rozmiar po tym jak sztucznie uformowano jej nowy południowy skraj, używając do tego celu skał wydobytych podczas drążenia tunelów metra.

Dziś Governors Island pełni przede wszystkim funkcję rekreacyjno-rozrywkową. A dla tych, którzy przybędą tu jesiennym rankiem również oazę ciszy i spokoju. W moim przypadku było tak do chwili, aż jakiś samolubny facet przytaszczył ze sobą przenośny głośnik, aby przypomnieć napotkanym po drodze ludziom zestaw popowych hitów. Całe szczęście, że schodziłem już ze wzgórza widokowego usypanego na skraju wyspy. Mogłem zaszyć się gdzieś w parku, by w spokoju kontynuować moją ucieczkę z Manhattanu. 

Po kilkanastu minutach spaceru dotarłem na okalającą wyspę promenadę. Mając z jednej strony widok na rząd drapaczy chmur, a z drugiej na Statuę Wolności, mimowolnie przychodziły mi do głowy tytuły filmów, których akcja toczyła się w Nowym Jorku. W jednym z nich główny bohater grany przez Kurta Russella również chciał wydostać się z Manhattanu. Tyle tylko, że jemu wyszło to bardziej spektakularnie. 

I skutecznie. 

Dopiero przygotowując ten tekst, odkryłem, że mój plan ucieczki nie do końca się powiódł. Choć nie ulega wątpliwości, że Governors Island jest wyspą, to wedle podziału administracyjnego zalicza się ją do... Manhattanu. Czasem wiedza jest gorsza niż wrzód na tyłku.






















Źródła:

2 komentarze:

  1. Ale pusto - po drugiej stronie zaludniony Manhattan, ruch jak w ulu , a tu zupełne przeciwieństwo - obecnie spokojnie i leniwie - choć przeszłość burzliwa - zastanawia mnie co to za budowla à la angielska wieża i co znajdowało się w budynku z instalacją przypominającą czarę puzonu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śpiszę z odpowiedzią: Budowla à la angielska wieża należy do kościoła św. Korneliusza, a w budynku Liggett Hall (tym z instalacją artystyczną) mieściły się koszary wojskowe.

      Usuń