niedziela, 15 listopada 2015

Ani słowa o Porto!


Temat Porto powinienem omijać szerokim łukiem. Jestem nieodwracalnie zachwycony tym miastem, jak i zresztą całą Portugalią, więc nawet nie mam złudzeń, że potrafię zachować wobec nich choćby pozory obiektywizmu. Powstrzymywanie się od gadulstwa nie idzie mi jednak najlepiej, a ręce świerzbią, ilekroć zabronię im dostępu do klawiatury. Trudno, niech się dzieje, co chce.

Mimo listopadowej pory zrzucam z siebie ciepłą kurtkę i czapkę, bez których w Niemczech nie wyściubiłbym już nosa z domu. Grube odzienie zyskało status zbędnego balastu tuż po wyjściu z samolotu, więc wraz z bagażami wędruje teraz do skrytki na dworcu. Drzwiczki zamykają się z łoskotem, wrzucam drobne do automatu, odbieram kwitek i wiem już, że zwiedzanie zaczyna się dokładnie w chwili, gdy obracam się na pięcie. Nie muszę nigdzie iść, bo już hala dworca São Bento zachwyca imponującymi azulejos (wym. ażulejosz). To charakterystyczne portugalskie płytki ceramiczne z niebieskimi zdobieniami układającymi się w ludowe wzory, a niekiedy wręcz ogromne malowidła. Najpiękniejsze azulejos zdobią fasady kościołów, urzędów i zabytkowych kamienic, choć nie brakuje ich nawet na ścianach znacznie młodszych domków jednorodzinnych na przedmieściach.

Spacerowanie ulicami Porto potrafi solidnie dać w kość. W centralnej części miasta próżno szukać równin. W wielu miejscach chodniki południowoeuropejskim zwyczajem zastąpiono schodami, po których nawet wiekowi Portugalczycy poruszają się z imponującą werwą. Wielu z nich woli jednak przysiąść gdzieś w kącie i oddać się obserwacji przechodniów.

Mijam ostatnią z rzędu kamienic, by spostrzec, że znajduję się na szczycie wzgórza. Z tarasu widokowego nieopodal katedry roztacza się widok na miasto pełne kontrastów. Liczne budynki o zachwycających fasadach ostatkiem sił maskują ślady wieloletnich zaniedbań. Sklepy cieszące oko artystycznie zagospodarowanymi wystawami skrywają nierzadko podupadające choć wysmakowane wnętrza. Całość buduje obraz zawieszenia między przemijającą z wolna biedą a rodzącym się nieśmiało dobrobytem.

Ciasnymi zakamarkami, gdzie granice między tym co wewnątrz a tym co na zewnątrz kamienic zdają się gdzieś rozmywać, docieram do niewielkiego lecz gwarnego placu Ribeira. Płynnie przechodzi on w deptak nad rzeką Douro, której nazwę kojarzy chyba każdy wielbiciel portugalskich win. Przysiadam na chwilę, by poczuć atmosferę tego miejsca. Po mojej lewej żółte wagony metra przecinają akurat żelazny most Dom Luís I, a na drugim brzegu grupa mężczyzn całkiem niezłym jak na kibiców unisono dopinguje swoją drużynę.

Wstaję, by podjąć kolejną wspinaczkę. W tłumie ludzi udaje mi się wyłapać polskie słowa. Po chwili dociera do mnie jednak, że znów uległem powszechnemu złudzeniu, bowiem Portugalczycy, mówiąc, "szeleszczą" bardzo podobnie do nas. Z perspektywy dwóch Francuzek stojących nieopodal nasze języki mogą się wydawać nierozróżnialne.

Nogi prowadzą mnie ku ulubionej starej knajpce. Rząd stolików ustawionych przed jej wejściem chroni przed ciekawym wzrokiem przechodniów prawdziwie majestatyczne wnętrze pełne wiekowych ornamentów, ogromnych luster w zdobnych ramach i żyrandoli, których nie powstydziłyby się najwyższej klasy hotele. Otwieram menu, w którym koronne miejsce zajmuje grillowany bacalhau czyli dorsz, którego przyrządzanie portugalscy kucharze opanowali do perfekcji.

Ślinka cieknie na samą myśl? A nie mówiłem: ani słowa o Porto!?


























10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. W takim razie jest nas (portofilów) już co najmniej dwoje. ;)

      Usuń
  2. Piękne miejsce! Przeczytałam z ciekawości, bo koleżanka ma obsesję na punkcie Porto. Hmm w sumie to aż trzy koleżanki :) Więc coś z tym miastem musi być na rzeczy. Ale z tego, co widzę, to też jesteś nim zafascynowany.
    A zobacz, te schody to bardzo praktyczna rzecz. Lepsze są schody, niż płaski chodnik pod kątem 60 stopni :D
    Bardzo pięknie piszesz. Niesamowicie dobrze się to czyta! Teraz czytałam na telefonie, ale wcześniej zerknęłam na komputerze i oczy mi się rzuciła mała czcionka. Nie wydaje Ci się zbyt mała?
    I też przeplotłabym tekst tymi zdjęciami. Tak dla małego odpoczynku dla oczu :)
    Pozdrawiam serdecznie! :)
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie miłe słowa i porady. Wezmę je sobie do serca tuż po tym jak zwalczę wreszcie "pastelozę" domyślnego szablonu graficznego.

      Usuń
  3. Porto - moje miasto <3 wystarczył mi jeden dzień w tym mieście, by zakochać się w nim do tego stopnia i marzyć już tylko o spędzaniu tam reszty życia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem myślę, że takich wymarzonych miejsc jest zdecydowanie zbyt wiele jak na jedną resztę życia.

      Usuń
  4. Portugalia to nr 1 na przyszłorocznej liście wojaży. Za dwa tygodnie czeka na mnie Andaluzja.
    Dobrze się Ciebie czyta i ogląda. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się Twój przyszłoroczny numer 1 podoba. Andaluzja zresztą również. Już chyba gdzieś nawet wspominałem, że to mój ulubiony region Hiszpanii. Bardzo dziękuję za miłe słowo i życzę udanej wyprawy!

      Usuń