Po raz kolejny usłyszałem niedawno obiegową opinię, że do wina trzeba dorosnąć. Fakt, trudno mi wyobrazić sobie, by komukolwiek przypadło ono do gustu już od pierwszej w życiu lampki. Zbyt często jednak zapominamy, że ten znany i hołubiony od tysiącleci trunek w gruncie rzeczy nie jest – jak być może chcieliby niektórzy – pokarmem bogów czy magicznym eliksirem, a jedynie sfermentowanym sokiem z winogron.
czwartek, 8 grudnia 2016
Wine not?
Po raz kolejny usłyszałem niedawno obiegową opinię, że do wina trzeba dorosnąć. Fakt, trudno mi wyobrazić sobie, by komukolwiek przypadło ono do gustu już od pierwszej w życiu lampki. Zbyt często jednak zapominamy, że ten znany i hołubiony od tysiącleci trunek w gruncie rzeczy nie jest – jak być może chcieliby niektórzy – pokarmem bogów czy magicznym eliksirem, a jedynie sfermentowanym sokiem z winogron.
wtorek, 29 listopada 2016
Meine Lieblingshits
Należę do wymierającego gatunku nałogowych słuchaczy radia. Włączenie gadającego czarnego pudła to od wielu lat pozycja obowiązkowa na liście czynności, jakimi rozpoczynam każdy dzień. Może trochę wstyd się przyznać, że w dobie sprzętu klasy high-end wciąż jeszcze eksploatuję starego, kanciastego klamota o niebagatelnych gabarytach, który jest w rodzinie chyba dłużej ode mnie. Sęk jednak w tym, że odbiornik jak dotąd działa bez zarzutu, a do tego lada moment będę mógł z czystym sumieniem przypiąć mu etykietkę "vintage".
wtorek, 18 października 2016
Hawk and Dove
Pamiętam kawiarnię w centrum Wrocławia, która wielokroć świeciła pustkami. Jak nietrudno zgadnąć, została wkrótce zamknięta, bowiem prawa rynku są nieubłagane. Niedługo potem w tym samym miejscu otwarto Starbucksa, który istnieje tam do dziś i raczej nie może narzekać na brak klientów. Szczerze wątpię, by ktoś był tym faktem zaskoczony. W końcu to tylko kolejny przypadek, gdy wilk zjadł Czerwonego Kapturka. Naprawdę ciekawie robi się zaś dopiero wtedy, gdy role te się odwracają. I to właśnie będzie jedna z tych historii.
sobota, 8 października 2016
Żadnych kartek ja w Twoim paszporcie...
Pod koniec lata upłynął termin ważności mojego paszportu – niebiometrycznego i ze zdjęciem z półprofilu. Od dawna już nie widywałem podobnych dokumentów. Teraz mogę z całą pewnością stwierdzić, że oficjalnie "wyginęły", bowiem wniosek o wydanie tzw. starego paszportu złożyłem ostatniego dnia, w którym istaniała jeszcze taka możliwość. Nazajutrz wprowadzono już nowe, bardziej rygorystyczne kryteria.
piątek, 9 września 2016
Subiektywnie o Niemczech
Całkiem niedawno minęło półtora roku, odkąd zamieszkałem w Niemczech. Podczas spotkania w Konsulacie RP w Kolonii, które miało miejsce kilka tygodni temu, przekonałem się wprawdzie, że staż na obczyźnie liczący mniej niż dwadzieścia pięć lat to i tak zaledwie chwila, jednak nawet ta "chwila" to dostatecznie dużo czasu, by poczynić pewne obserwacje dotyczące życia u naszych zachodnich sąsiadów i skonfrontować liczne obiegowe opinie z rzeczywistością.
niedziela, 28 sierpnia 2016
Edinburgh Grey
Powiedzieć o Edynburgu, że jest szary to stanowczo za mało. On jest szarością samą w sobie. Szarością, która zyskała już oficjalną nazwę – Edinburgh Grey (wym. edynbra grej). W wielu sklepach dostać dziś można tkaniny, a nawet płyty podłogowe w tym kolorze. I choć brzmieć to może niewiarygodnie, stolicy Szkocji jest w tej szarości naprawdę do twarzy.
niedziela, 21 sierpnia 2016
Fringe of the Festival
Edinburgh Festival Fringe (lub po prostu Fringe) z całą pewnością nie jest zwykłym festiwalem artystycznym, bowiem kompletnie wymyka się on ogólnie przyjętym konwencjom. Setki koncertów, spektakli, wystaw, projekcji filmowych i kabaretów każdego roku przez trzy tygodnie sierpnia gromadzą publikę w tymczasowych salach zaaranżowanych specjalnie do tego celu wewnątrz edynburskich pubów, kawiarni, drugoklasowych teatrów czy niewielkich kościołów. Najbardziej nietypowa we Fringe'u jest jednak obowiązująca na nim całkowita "wolna amerykanka", ponieważ nad poziomem prezentowanych występów nie czuwa żaden komitet weryfikujący kandydatów, który mógłby komukolwiek odmówić prawa zaprezentowania się widowni. Od początków swego istnienia festiwal ma bowiem charakter swoistej artystycznej rebelii.
sobota, 6 sierpnia 2016
Nie najlepszy tekst o dokonywaniu najlepszych wyborów
Mieć wybór to w gruncie rzeczy sytuacja dość dramatyczna. Nie mówię oczywiście o wyborach trywialnych, jak choćby ten, czy zjeść frytki z ketchupem czy z majonezem. Może w przypadku, gdy dostępnych jest jeszcze czterdzieści osiem innych sosów, sytuacja się nieco bardziej komplikuje, ale to wciąż nie to samo co stanąć przed wyborem zaczynającym się od konstrukcji typu: "Mając do dyspozycji wszystkie sosy świata..." W takiej sytuacji to już człowiek kompletnie nie wie, czego się chwycić. Ba, nawet zaczyna wątpić, czy w ogóle ma ochotę na frytki.
sobota, 23 lipca 2016
Miasto w kolorze Siena
O istnieniu Sieny usłyszałem po raz pierwszy na lekcji plastyki w szkole, choć odbyło się to w dość nieoczekiwanych okolicznościach. Pewnego razu jeden z moich kolegów wypowiedział na głos to, nad czym wielu w klasie łamało juz sobie głowy: Dlaczego właściwie farbka w kolorze piaskowego brązu podpisana jest siena palona? W jego ustach brzmiało to raczej jak "się napalona", co zapewne zresztą było zamierzone, ale odpowiedź nauczycielki, że nazwa ta wywodzi się od toskańskiego miasta, którego najstarsza zabudowa jest praktycznie jednokolorowa, pobudziła moją wyobraźnię znacznie bardziej niż kiepski żart, który ją sprowokował.
niedziela, 17 lipca 2016
Wolno, wolniej, Volterra
Volterra to jedna z tych urokliwych mieścin, na które przeznacza się zwykle 1-2 dni ze swojego urlopu, a potem całymi latami marzy o tym, by osiedlić się w niej na emeryturze. Zważywszy, że bawię tu już okrągły tydzień, miejscowi niebawem zaczną pewnie zachodzić w głowę, czy jeszcze można mnie zaliczyć do grona zasiedziałych turystów czy może raczej do uciekinierów szukających schronienia przed światem, bo na emeryta – jak sądzę – jeszcze nie wyglądam.
wtorek, 12 lipca 2016
The long and winding road
Niby rozumiem, jak się tu znalazłem, ale i tak własnym oczom nie wierzę. Z całą pewnością jeszcze w piątek zjawiłem się w biurze krótko po świcie. To akurat pamiętam doskonale, bo tak nieprzyzwoicie wczesna pobudka była równie bolesna, co niezbędna, by po pracy zdążyć jeszcze na samolot. Popołudniowe godziny upłynęły mi jednak przede wszystkim na walce z syndromem "ołowianych powiek" i nieudolnych próbach utrzymania ich w górze wszelkimi dostępnymi sposobami. I choć momentami byłem już gotów uznać, że czas ten nigdy nie nastąpi, nadeszła wreszcie upragniona sobota. Siedzę więc na łące, liczę ukąszenia po komarach i gęba mi się cieszy bez opamiętania, bo oto dociera do mnie, że trawa, którą ugniatam właśnie tyłkiem to najprawdziwsza część toskańskiego ekosystemu.
piątek, 1 lipca 2016
V jak Verspätung... czyli o niepunktualności kolei
Gdy kilka lat temu emocjonowaliśmy się przygotowaniami do EURO 2012, pośród licznych doniesień medialnych docierały do nas komunikaty o bieżącej kondycji naszego transportu. W pewnym momencie padło nawet dumne stwierdzenie, że punktualność PKP Intercity osiągnęła poziom kolei niemieckich. Brawo! Któż nie ucieszyłby się z faktu, że nasz rodzimy przewoźnik, który od wielu lat z całą pewnością nie przyzwyczajał nas do luksusów, zdołał wreszcie zrównać się pod tak istotnym względem jak czasowość połączeń ze swym odpowiednikiem zza Odry? Zapomniano tylko dodać, że Deutsche Bahn (w skrócie DB) to spółka nie ciesząca się wśród pasażerów najlepszą opinią, a co najistotniejsze – jej grzechem głównym jest notoryczna niepunktualność.
piątek, 24 czerwca 2016
Ciągle pada, alejkami już strumienie wody płyną.
Komunikat głoszący co powien czas, że ulice przerodziły się w rwące potoki dawno już zasilił kanon klisz powtarzanych w polskich mediach. Oswoiliśmy się z nim do tego stopnia, że kompletnie przestały nas dziwić zdjęcia podmytych samochodów, zalanych tuneli i studzienek odpływowych nie wytrzymujących naporu wody. Podejrzewam, że gdybym w dalszym ciągu mieszkał w Polsce, najpewniej w ogóle nie zainteresowałbym się tym tematem, milcząco akceptując stan rzeczy. Tak się jednak składa, że od dłuższego czasu przebywam w kraju, w którym na moją głowę spada znacznie więcej deszczu, a mimo tego ulice wcale nie przeradzają się w rwące potoki, zaś poziom wody w rzekach nie osiąga w drastycznym tempie stanu alarmowego.
wtorek, 14 czerwca 2016
Asymetria
Praca w polsko-niemieckim przedsiębiorstwie z natury rzeczy wymaga od części personelu odbywania regularnych podróży pomiędzy tymi krajami. Kilka dni temu okazało się, że M. (zatrudniony w centrali firmy we Wrocławiu) i ja podróżować będziemy tym samym lotem z Dortmundu. On wracał akurat z Niemiec, ja natomiast wybierałem się do Polski. Dość powiedzieć, że to dopiero początek różnic pomiędzy nami.
środa, 8 czerwca 2016
Am I sterdam?
Łatwo jest powiedzieć "Lubię Amsterdam!", bo to nic nas nie kosztuje i nikogo specjalnie nie zdziwi. Miasto to można zresztą lubić na co najmniej kilka sposobów – "od pierwszego zetknięcia" tak jak lubi się szarlotkę lub poobiednie espresso; "od zachłyśnięcia wolnością" jak student pierwszego roku, któremu wreszcie nikt nie mówi, kiedy ma wrócić do domu; "od wybałuszania oczu", podziwiając wystawy sklepowe obfitujące we wszystko co artystyczne, unikatowe, oldschoolowe lub hipsterskie;
sobota, 28 maja 2016
Ronda Romantica
Myśl o tym, by odwiedzić tę niewielką andaluzyjską mieścinę pojawiła się w mojej głowie niemal natychmiast po przeczytaniu tekstu pt. "Cross the bridge of Ronda" na blogu Once Is Enough. Bardziej niesamowite jest jednak to, że ani Magda (autorka owego artykułu, którą zresztą zawczasu uprzedziłem o swoim zamiarze) ani tym bardziej ja, nie spodziewaliśmy się, że dotrę tam wprost na obchody hucznego majowego festiwalu "Ronda Romantica". Cofnijmy się jednak do chwili, kiedy to ze szczegółowej opowieści Magdy na temat Rondy na dobrą sprawę nie pamiętałem już praktycznie nic poza tym, że jest tam... most. Zdaję sobie sprawę, że nie brzmi to jak elektryzująca zapowiedź niesamowitej przygody, ale uzbrójmy się w cierpliwość.
sobota, 21 maja 2016
Miasto bez horyzontu
Kadyks (hiszp. Cádiz) najczęściej reklamuje się na dwa sposoby – jako najdłużej istniejące miasto Zachodniej Europy i jako miejsce narodzin flamenco. Pierwsza informacja to zaledwie jedna z rozważanych przez archeologów hipotez, a druga jest najprawdopodobniej wyłącznie sloganem mającym przyciągać turystów. Mnie osobiście Kadyks kojarzy się z czymś znacznie mniej spektakularnym – z brakiem horyzontu.
wtorek, 17 maja 2016
Hiszpania jest dyskryminowana
Pamiętam, jak podczas jednego z wykładów w ramach kursu pedagogicznego na studiach pani psycholog opowiadała o obliczach dyskryminacji. Wariant dyskryminacji pozytywnej od samego początku wydawał mi się czymś zupełnie niemożliwym. Już sama nazwa tego pojęcia brzmiała jak nonsensowna zbitka dwóch wzajemnie sprzecznych wyrazów. Przykład powszechnej wśród ludzi postawy wobec krajów takich jak Hiszpania dowodzi jednak, że jak najbardziej coś jest na rzeczy.
sobota, 7 maja 2016
Emigrantem zostaje się na całe życie
Dokładnie takie zdanie usłyszałem kilka dni temu w Polskim Radiu. Człowiek wciela się w rolę emigranta, gdy po raz pierwszy (choćby na krótko) wyprowadzi się za granicę. Znalazłszy się w takiej sytuacji z początku nawet nie zdajesz sobie sprawy, że powolutku przesiąkasz nowym krajem, przyswajasz sobie część jego obyczajów, osłuchujesz się z obcym językiem, a zarazem stopniowo tracisz łączność z miejscem swojego pochodzenia. Niesie to zresztą za sobą całkiem poważne konsekwencje.
środa, 27 kwietnia 2016
Polska na szybkich obrotach
Przypuszczam, że nie będziesz się identyfikować z tym, co teraz napiszę. Zresztą chyba nikt normalny nie spędza tak często całych weekendów w pociągu, więc wątpię, czy ktokolwiek mógłby przeczytać te słowa, kiwając głową i mówiąc sobie w duchu – znam to uczucie, zgadzam się, tak właśnie jest. A może się mylę?
piątek, 15 kwietnia 2016
Amsterdamskie miniatury
Przedstawiam cztery krótkie historie z Amsterdamem w tle. Nie wszystkie są z nim ściśle związane, ale w moich wspomnieniach pozostaną już chyba nierozerwalne z tym właśnie miastem. Kto nie ma ochoty czytać, może od razu przewinąć stronę do części ze zdjęciami.
czwartek, 7 kwietnia 2016
Szybko, nim spowszednieje mi Amsterdam
Zatytułowałbym ten tekst "Na haju w Amsterdamie", gdyby nie wywoływało to tak oczywistych skojarzeń. Mimo wszystko uważam jednak, że słowa te idealnie oddają wrażenie zastrzyku pozytywnej energii, jakiego dostarcza spacerowanie ulicami tego miasta, nawet bez wspomagania się jakimikolwiek substancjami, choć te – jak powszechnie wiadomo – są w Holandii do pewnego stopnia dozwolone.
sobota, 2 kwietnia 2016
A Vida Portuguesa
Po powrocie z pierwszej wyprawy do Porto czułem się, jakbym zjadł wszystkie rozumy. Odwiedzenie miasta, które przedtem kojarzyło mi się chyba tylko z charakterystycznym "fusiastym" winem deserowym tak bardzo rozświetliło wówczas mroki mojej ignorancji, że w wyobraźni przyznałem już sobie niemal tytuł doświadczonego badacza wielowiekowej portugalskiej kultury.
środa, 23 marca 2016
Jeden tydzień na uniwersytecie w Birmingham
Szczycimy się, gdy dwie, czasem nawet trzy szkoły wyższe z naszego kraju trafią do tak zwanego "Shanghai Ranking" czyli szacownego grona pięciuset najlepszych uczelni na świecie, ale czy to faktycznie powód do dumy? Wprawdzie Wielka Brytania może powiedzieć dokładnie to samo o swoich uniwersytetach, lecz w kontekście pierwszej dziesiątki. Dlaczego więc polskie uczelnie w porównaniu z zagranicą wypadają tak blado? Najkrótsza odpowiedź brzmi: Nie wiem, ale od dawna bezskutecznie łamię sobie nad tym głowę, dlatego wybrałem się w końcu na zwiady.
wtorek, 15 marca 2016
East Side, West Side
Gdy runął Mur Berliński, miałem niecałe sześć lat – dostatecznie dużo, by zachować w pamięci migawki z telewizyjnych relacji czy fragmenty rozmów rodziców i wujków na ten temat, a zarazem stanowczo zbyt mało, by zrozumieć, że na naszych oczach działa się historia. Prawie rok później,
sobota, 5 marca 2016
R jak Reisefieber
Krążył kiedyś stary i nieśmieszny dowcip (a jestem dobry w opowiadaniu starych i nieśmiesznych dowcipów) o tym, jak to przychodzi baba do lekarza i skarży się:
– Panie doktorze, nie mogę nigdy zasnąć przed podróżą.
– To niech pani wyjeżdża dzień wcześniej – radzi jej lekarz.
Dowcip nadałby się pewnie co najwyżej na rozpoczęcie "Familiady", gdyby nie fakt, że przypadłość, o której mowa, dotyka bardzo wielu z nas.
czwartek, 25 lutego 2016
4711 – falsyfikat popularniejszy od oryginału
Turkusowy neon z napisem "4711 Echt Kölnisch Wasser" (niem. prawdziwa woda kolońska) wita podróżnych na dworcu głównym. Dokładnie ten sam tekst przewija się jeszcze wielokrotnie na budynkach, szyldach i reklamach porozmieszczanych na kolońskiej starówce. Flakoniki z numerem 4711 na etykiecie zapełniają półki w licznych drogeriach i sklepach z pamiątkami, ostentacyjnie wdzięcząc się do turystów. Ceny najmniejszych opakowań sięgają zaledwie kilku euro, dzięki czemu praktycznie każdy może sprawić sobie niepowtarzalny souvenir z jedynego w świecie miasta, od którego nazwy wywodzi się słynna Eau de Cologne. Komu może więc przyjść do głowy, że "4711" to w rzeczywistości marnej jakości falsyfikat?
czwartek, 18 lutego 2016
Wechselstube
Jedną z niezaprzeczalnych zalet pracy w kraju należącym do tzw. eurostrefy jest częściowe uwolnienie się od problemu wymiany pieniędzy przed każdą podróżą za granicę. Doprawdy szybko można przyzwyczaić się do wygody, jaką daje zerwanie z koniecznością każdorazowego odwiedzania kantorów i przestawiania się na funkcjonowanie w różnych walutach. Niestety, podróż do Polski, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii czy choćby któregoś z krajów skandynawskich wiąże się w dalszym ciągu z nieuchronnym powrotem do dawnych schematów. I choć sposobów pozwalających wymienić jedną walutę na drugą jest dziś całkiem sporo, nadal trudno uwolnić się od myśli, że ścierają się na tym polu dwa wzajemnie wrogie obozy, z których jeden ewidentnie poluje na frajerów, a drugi musi zabiegać o to, by nie dać się wykiwać.
poniedziałek, 8 lutego 2016
czwartek, 4 lutego 2016
Kraków po azjatycku
Pewna doktorantka z Chin przyznała kiedyś – na wpół krytykując, na wpół tłumacząc swych rodaków – że popularny wizerunek Azjaty paradującego po ulicach z aparatem fotograficznym i pstrykającego na oślep tysiące zdjęć bierze się stąd, iż wielu z nich realizuje w ten sposób popularny plan "Europa w weekend". Przylatują na 2-3 dni do jednej ze stolic Starego Kontynentu w nadziei, że wykorzystają ten czas do maksimum. Krótko mówiąc, przybywają, by "zobaczyć wszystko". Można z nich drwić, można współczuć, a nawet – przy odrobinie dobrej woli – docenić ich godną podziwu wewnętrzną dyscyplinę. Świadomie naśladować raczej nie ma sensu. Pytanie tylko, co zrobić, gdy sami zachowujemy się podobnie niejako wbrew naszej woli?
niedziela, 24 stycznia 2016
Karnawał to nie rurki z kremem
Jak to ktoś kiedyś trafnie ujął, z tradycji karnawałowych Polacy powszechnie obchodzą dziś już tylko tłusty czwartek. W odmętach pamięci majaczą mi jeszcze przedszkolne bale przebierańców, no i nieśmiertelny śledzik, z okazji którego odbywały się doroczne imprezy ostatkowe w toruńskiej "Kotłowni". Poza tym nic. Pewnie dlatego tak ogromne wrażenie wywierają na mnie trwające właśnie obchody karnawału w Kolonii.
sobota, 16 stycznia 2016
Ach, Kłapouszku, ja go pękłem!
Opuściłem biuro z prędkością huraganu mniej więcej kwadrans przed osiemnastą, uprzytomniwszy sobie, że w domu nie został już ani gram pieczywa. Jeżeli nie będę się ociągał, zdążę jeszcze wstąpić do piekarni przed zamknięciem – pomyślałem. Będąc o krok od celu, uświadomiłem sobie, że sytuacja jest znacznie bardziej dramatyczna niż z początku sądziłem, ponieważ miałem akurat do dyspozycji wyłącznie kartę płatniczą. Na szczęście nieopodal znajdował się bankomat, który wielokrotnie odwiedzałem. Wystarczyło tylko odrobinę nadłożyć drogi. Zapewne dałbym radę w parę chwil wypłacić nieco gotówki, a potem rzutem na taśmę wparować po świeżą bagietkę, gdyby nie fakt, że ów bankomat dopiero co dokonał żywota. Jak to możliwe? A, no zwyczajnie: nie wytrzymał presji. Pękł w szwach. Wziął się i wybuchł. I szlag go trafił, pieniądze zresztą też. Ba, pieniądze przede wszystkim, bowiem zatroszczyła się o nie grupa nieznanych sprawców, którzy "pękli" mój Geldautomat niczym balon. Tylko co ja teraz zjem?
poniedziałek, 11 stycznia 2016
Signore... mon ordinateur... ist kaputt!
Trwa leniwe sobotnie popołudnie. Po kolejnym chłodnym i niemiłosiernie deszczowym tygodniu wreszcie spoza chmur przebijają się upragnione promienie słońca. Siedzę w jednej z osiedlowych knajpek specjalizującej się w argentyńskich stekach, choć – jak na niemiecki lokal przystało – w menu znaleźć można również całą masę dań kuchni włoskiej. Przy stoliku za mną toczy się ożywiona dyskusja na temat wydarzeń nocy sylwestrowej. W Kolonii są one na językach już od dobrych kilku dni, jednak dzisiaj nie jestem tu po to, by rozprawiać o polityce. Niecierpliwym wzrokiem wypatruję bowiem twarzy włoskiego kelnera imieniem Lorenzo.
wtorek, 5 stycznia 2016
Ici Chagall
Aż mnie korci, żeby podzielić się z Tobą zachwytem nad niepowtarzalnym smakiem sera raclette serwowanego na gorącym talerzu w towarzystwie małej lampki – dajmy na to – szwajcarskiego rieslinga, ale nie chcę Ci niepotrzebnie narobić apetytu. Na dodatek istnieje ryzyko, że utonę pośród ochów i achów, a tego czytać się nie da. Napomknę więc co najwyżej, że owszem jest on godny uwagi, ale poza tym ani przez moment nie poruszę już dziś tematu jedzenia, zgoda? Nie będzie to zresztą takie trudne, bowiem Zurych ma do zaoferowania znacznie więcej niż tylko rozkosze podniebienia, nawet w tak dżdżysty dzień jak ten.
piątek, 1 stycznia 2016
W mieście nad jeziorem o tej samej nazwie
Pociąg EuroCity do Zurychu przypomina raczej polską osobówkę sprzed lat. Fotele są wprawdzie trochę wygodniejsze, ale smród unoszący się z toalety jest dokładnie taki sam. Mam wrażenie, że swym zasięgiem objął już cały wagon. Pośród dziecięcych wrzasków ledwo daje się usłyszeć odtwarzany z głośników komunikat spikera informujący o zakąskach serwowanych na pokładzie. Chwilowo jednak straciłem apetyt.
Subskrybuj:
Posty (Atom)