niedziela, 17 lipca 2016

Wolno, wolniej, Volterra


Volterra to jedna z tych urokliwych mieścin, na które przeznacza się zwykle 1-2 dni ze swojego urlopu, a potem całymi latami marzy o tym, by osiedlić się w niej na emeryturze. Zważywszy, że bawię tu już okrągły tydzień, miejscowi niebawem zaczną pewnie zachodzić w głowę, czy jeszcze można mnie zaliczyć do grona zasiedziałych turystów czy może raczej do uciekinierów szukających schronienia przed światem, bo na emeryta – jak sądzę – jeszcze nie wyglądam.

Takie zasiedzenie dostarcza idealnych wprost warunków do prowadzenia obserwacji. Zauważyłem chociażby, że bez względu na to, o której godzinie zamierzam wstać z łóżka, i tak mój dzień rozpocznie się o szóstej rano, gdy ze snu wyrwie mnie brzęk pustych butelek wywożonych codziennie z pobliskich lokali. Hałas, jaki przy tym powstaje, pozwala z całą pewnością stwierdzić, że nikt tam nie cacka się zbytnio przy robocie. Na szczęście po kwadransie na jakiś czas z powrotem zapada cisza.

Większość knajpek w mieście otworzy swe podwoje dopiero około południa. Właścicielem, a zarazem kelnerem i dobrym duchem trattorii znajdującej się naprzeciwko mojego hotelu jest Massimo. Na pierwszy rzut oka widać, że wszędzie go pełno. Dogląda gości, obsługuje kasę, biega z kieliszkami, a w wolnych chwilach przesiaduje na schodach, obserwując przechodniów i plotkując z sąsiadami. Menu w jego knajpce zmienia się z dnia na dzień, ale smak potraw pozostaje na niezmiennie wysokim poziomie. Fakt, że karafka całkiem dobrego wina kosztuje w jego lokalu zaledwie 3 euro, to jeszcze jeden powód, dla którego mógłbym tam zaglądać codziennie. Pewnego razu Massimo, widząc mnie przy doszczętnie opróżnionym talerzu, podchodzi i pyta po angielsku, czy może zaoferować espresso. Ależ ja już piję espresso – odpowiadam zdziwiony, pokazując na niewielką filiżankę przede mną. Tak, ale niech to będzie prezent od firmy – tłumaczy Massimo. Czy to już przywilej stałego klienta?

Czym jest kawa dla Włochów tłumaczyć rzecz jasna nikomu nie trzeba. Warto natomiast bacznie przyglądać się sposobom, w jaki przyrządzają swój narodowy przysmak. Z tą narodowością to wprawdzie lekkie nadużycie. Co tu dużo mówić, Włosi niejako zawłaszczyli sobie prawo do określenia "włoska kawa", bo przecież na całym Półwyspie Apenińskim nie ma ani jednej plantacji kawy – jak słusznie zauważa chłopak stojący przy kontuarze w kawiarni tuż obok mnie. On również ma na imię Massimo. Najwyraźniej ma dziś ochotę się rozgadać, a ja nie zamierzam mu przerywać. Mówi więc, że dla wielu Włochów zaledwie kilka postaci czarnego trunku jest naprawdę istotnych. Pierwsze miejsce niepodzielnie zajmuje espresso. O żadnym tam americano z zachodnich sieciówek nie może być mowy. Pyta mnie przy okazji, czy słyszałem, że całkiem niedawno w Mediolanie otwarto pierwszego w tym kraju Starbucksa. Odpowiadam, że nie słyszałem, ale jestem tym faktem równie zniesmaczony co on. Jak twierdzi Massimo, jeśli Włoch ma ochotę na większą kawę, wybiera caffè lungo lub caffè doppio. Ze wstydem przyznaję, że jeszcze do niedawna sądziłem, że obie te nazwy znaczą dokładnie to samo. Mój rozmówca śpieszy mi donieść, że – matematycznie rzecz ujmując – caffè lungo to półtora espresso i pół wody, a caffè doppio to po prostu podwójne espresso. Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się to zapamiętać.

Zasiedzenie w tym mieście to jednak nie tylko codzienne pogaduchy z miejscowymi, ale również snucie się stromymi uliczkami i odkrywanie wciąż nowych zakamarków. Pośród mijanych przechodniów bardzo często usłyszeć można polski język przeplatający się z powtarzanym co chwilę serdecznym Ciao! wykrzykiwanym przez Włochów zarówno na przywitanie jak i pożegnanie. Zadziwiajace jest też to, że już po mniej więcej dwóch dniach kładłem się spać przekonany, że zwiedziłem całą okolicę, po czym nazajutrz i tak odnajdywałem coś nowego. No i mam teraz za swoje, bo nie dość, że muszę się pakować, to jeszcze czeka mnie przeglądanie setek zdjęć.

Ech, a może by tak osiedlić się tu na emeryturze?...













































4 komentarze:

  1. Jak tam pięknie :) ! Już chyba wiem o co zahaczę, gdy będę wybierać się do Toskanii.
    Kawa we Włoszech to ciekawa sprawa - moim faworytem pozostaje ukochane cappuccino. Moje pierwsze z nią spotkanie pozostawiło natomiast wiele do życzenia - zamówiłam latte macchiatto, co po włosku oznacza tylko co mleko z kapką kawy. Aj, to na pewno nie było to czego się spodziewałam ;) Czy Toskania ma jakieś swoje regionalne potrawy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe mieściny są według mnie największym turystycznym skarbem Toskanii. Jasne, Florencja jest przepiękna, ale zdecydowanie nie w środku lata, gdy gnieżdżą się tam tłumy przyjezdnych. Za to toskańskie górki i dołki położone z dala od miejskiego zgiełku to odpoczynek w czytej postaci. Jeśli chodzi o kawę, to wprawdzie wolę czarną, ale potrafię docenić włoskie cappuccino, bo to prawdziwe mistrzostwo w swej klasie, więc wcale Ci się nie dziwię. Swoją drogą, Massimo (ten młodszy) śmiał się, że turyści – chcąc się napić kawy z mlekiem – nierzadko z przyzwyczajenia ze swoich krajów zamawiają we Włoszech "latte" (zamiast latte macchiato bądź cappuccino), a potem są zdziwieni, gdy dostają to, o co w istocie prosili czyli samo mleko. :)

      Pytanie o kuchnię toskańską odrobinę mnie przerasta, bo nie czuję się zbyt kompetentny w tej dziedzinie. Na pewno istnieje szereg włoskich produktów, które w Toskanii przyrządza się nieco inaczej niż w pozostałych regionach, np. pieczywo (którego się tutaj prawie nie soli) czy szynka (do której dodaje się zupełnie inne przyprawy). Najlepiej jest wybrać się do którejkolwiek knajpki i zamówić tagliare (wym. "tajare") czyli deskę miejscowych specjałów. Doskonale komponuje się to z toskańskim winem, którego najpopularniejszą odmianą jest oczywiście Chianti Classico. Słowo "classico" jest tu bardzo istotne, ponieważ wiele win dużo niższych lotów ma dziś również prawo nazywać się "chianti", co może wprowadzać w błąd. O ile się nie mylę, także ser Ricotta pochodzi właśnie z Toskanii i choć jest wyśmienity, łatwo się do niego zrazić, bo wygląda jak serek do smarowania chleba, lecz jest do tego celu nieco zbyt suchy.

      Usuń
  2. Emeryturka w Toskanii to całkiem dobry pomysł:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak tylko czym prędzej zacząć odkładać środki. :)

      Usuń