środa, 15 listopada 2017

Kraniotomia z wybudzeniem


Poniedziałek, godzina siódma trzydzieści rano. O spóźnieniu nie może być mowy, więc na wszelki wypadek docieram do szpitala dwadzieścia minut przed czasem. Z duszą na ramieniu czekam na Philippe'a w umówionym miejscu nieopodal kafeterii, spacerując nerwowo w tę i z powrotem. Moja dzisiejsza wizyta na bloku operacyjnym ma być znacznie dłuższa od poprzedniej, ale nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie roję sobie, że trwać będzie aż sześć godzin, podczas których przedefiniuję moje wyobrażenia o tym, jakie widoki są, a jakie nie są nieprzyjemne dla oczu.

niedziela, 8 października 2017

Un Canadien-Québécois-Français-Américain-Du-Nord


W pokoju hotelowym na ostatnim piętrze zasięg wifi jest tak słaby, że muszę schodzić kilka kondygnacji w dół, by sprawdzić skrzynkę mejlową. Podczas jednej z takich eskapad udaje mi się usłyszeć głos starszawej recepcjonistki relacjonującej jakiemuś mężczyźnie, kto zameldował się ostatnio w hotelu. Być może za sprawą przypadku, a może dlatego, że oboje widzą mnie właśnie w obrazie jednej z kamer monitoringu, zaczynają mówić o "gościu z Polski zakwaterowanym w dziesiątce".

wtorek, 26 września 2017

Miało być o Kanadzie...


Sobota po południu. W myślach przeklinam rażące słońce, bowiem mój europejski organizm o tej porze zwykł raczej kłaść się do snu. Zegarek wskazuje jedenastą... wieczorem. Od chwili, gdy wysiadłem z samolotu, minęła już okrągła doba, a ja wciąż jeszcze nie przestawiłem wskazówek na czas lokalny. Postanawiam wykorzystać to zaniedbanie, by przeprowadzić mały eksperyment: Od tej chwili telefon odmierzać będzie czas, w którym przyjdzie mi funkcjonować przez najbliższy tydzień, a zegarek na ręce pozostanie w Europie. Tam, gdzie mój dom, praca, znajomi, a także żołądek, jelita i zaspane powieki. Mam nadzieję, że w ten sposób łatwiej odnajdę się w chaosie spowodowanym sześciogodzinnym przesunięciem rytmu dnia.

czwartek, 7 września 2017

Tremendum et fascinans

 
Świadomość tego gdzie jestem dociera do mnie dopiero w przebieralni. Przedtem jedynie przechadzaliśmy się po korytarzach przypominających raczej korporacyjne biura aniżeli szpital – miejsce, w którym od zawsze czułem się źle i gdzie starałem się spędzać tak mało czasu, jak to tylko możliwe.

piątek, 1 września 2017

Minipowieść z wąsem w tytule


Na początku są mury. Ogromne, masywne i doskonale zachowane. Żadne tam nędzne pozostałości zdruzgotanej wojnami twierdzy. Granic Saint-Paul-de-Vence (wym. sę-pol-de-wąs) broni mięsisty kawał średniowiecznych obwarowań, których widok od wieków musiał budzić respekt. Dziś mury przywodzą raczej na myśl ozdobną skorupę. Przedarłszy się przez nią, trafiam do zupełnie odmiennego świata, stanowiącego mieszaninę kilkusetletniej architektury z umiarkowanie acz konsekwentnie panoszącą się nowoczesnością.

wtorek, 15 sierpnia 2017

Aromatrip


Jeszcze jeden zakręt, a za nim pięć kolejnych... Nie, to jeszcze nie Grasse. To tylko bełkotliwe nagranie kobiety odczytującej nazwy przystanków wprowadziło mnie w błąd. Dopiero półtorej godziny od wyruszenia z pl. Alberta Pierwszego w Nicei mój autobus dociera wreszcie do celu.

niedziela, 23 lipca 2017

Homo turisticus


Latem centrum Nicei pęka w szwach. Przewodniki, blogi i wszelkiej maści doradcy zachęcają, by uczynić z niej bazę wypadową do sąsiednich miejscowości z uwagi na dogodne połączenia z praktycznie całym regionem. Skutek tego taki, że miasto wypełnia się po brzegi osobnikami z gatunku homo turisticus, tzn. ludźmi, którzy spędzają tu przeważającą część swoich letnich urlopów, po czym ustępują miejsca kolejnym spragnionym wypoczynku przybyszom. Homo turisticus są jak komórki jednego organizmu, które podlegają nieustannej wymianiane, a jednak wciąż stanowią to samo ciało. Krótko mówiąc: wiecznie nowe twarze, ciągle te same wzorce zachowań.

środa, 31 maja 2017

70 razy Cannes


W upalną sobotnią noc środkiem jezdni paradują wyelegantowani, mocno rozbawieni imprezowicze, którzy w przypływie szaleństwa wybrali opcję powrotu do domu na piechotę. Wielu z nich marzyło o tym, by ujrzeć na własne oczy osobistości znane z kinowych ekranów i kolorowych pism, choć pewnie tylko nielicznym naprawdę się to udało. Kolejna szansa, by to naprawić nadarzy się już jutro. Na niedzielę zaplanowano bowiem uroczystą galę wręczenia Złotych Palm, po której jubileuszowa 70. edycja Festiwalu w Cannes przejdzie do historii. Po niej zaś nastanie czas legend, którymi obrosną opowieści z cyklu: kto kogo i w jak szykownym stroju wypatrzył na czerwonym dywanie.

sobota, 20 maja 2017

Frankofonia w weekend


– Dzień dobry! Poproszę dwie bagietki.
– Dwie? – dopytuje się sprzedawca.
– Tak, dwie. – odpowiadam, pokazując dla pewności na palcach, o jaką liczbę mi chodzi.
Nazajutrz sytuacja się powtarza. A potem znów i znów, nawet w różnych piekarniach. Dzieje się tak niemal za każdym razem, ilekroć usiłuję kupić deux baguettes, deux croissants, czy deux cokolwiek. Czy ktoś mi może wyjaśnić, co robię nie tak?

sobota, 1 kwietnia 2017

Na słonecznym głodzie


Deszcz na Lazurowym Wybrzeżu to taka mała katastrofa. Słońca nie widać, więc już choćby dlatego ludziom jest źle. Po ulicach snują się pogrążeni w zadumie przechodnie, a sklepikarze sterczą przyklejeni do drzwi wejściowych swoich lokali. Niby to wypatrują klientów, niby głęboko nad czymś rozmyślają, ale ich twarze zdradzają raczej dziecięcą ciekawość wobec jakiegoś mało znanego i wielce fascynującego zjawiska.

sobota, 11 marca 2017

Kwestia smaku


Francja ma smak, w każdym znaczeniu tego słowa. Dobrze się nosi, dobrze się prowadzi i dobrze się żywi. Może czasem za bardzo się tym chełpi, ale przymknijmy na to oko. Żaden kraj nie jest idealny. Grunt, by znaleźć sobie taki, którego zalety nam odpowiadają, a wady nie kłują za bardzo w oczy.

czwartek, 16 lutego 2017

Merde!


To króciutkie, a zarazem niezwykle użyteczne francuskie słówko zapamiętuje się praktycznie samo. Użyte w środku zdania znaczy po prostu gówno, jednak wypowiedziane z przeciągłym e-eee i wykrzyknikiem na końcu, funkcjonuje jako łagodne przekleństwo. Coś w rodzaju naszego rodzimego kurde! Stanowi ono tym samym uniwersalny wentyl bezpieczeństwa dla codziennych frustracji, czyli towar absolutnie niezbędny, gdy stawiasz swoje pierwsze kroki w kraju nad Sekwaną.

piątek, 3 lutego 2017

Bienvenue à Nice!


Temperatura w ciągu dnia sięga kilkunastu stopni, jednak miejscowi twierdzą, że tak srogiej zimy na Lazurowym Wybrzeżu nie było już od dobrych kilku lat. Śmieją się, gdy mówię im, że mój środkowoeuropejski organizm dokładnie te same bodźce ze strony otoczenia interpretuje jako nadejście wiosny i że czuję się, jakbym w ciągu półtoragodzinnego lotu z Kolonii zgubił po drodze co najmniej dwa miesiące.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Niemiecki akcent


Gdy trafiam do nowego kraju, zadziwiają mnie w nim najdrobniejsze szczegóły, jak sposób ułożenia kostki brukowej na chodnikach, ogłoszenia porozwieszane na przystankach czy oferta budek z ulicznymi przekąskami. Zupełnie jakby ktoś lub coś kazało mi skupiać uwagę na mało istotnych detalach, nierzadko kosztem znanych i powszechnie rozpoznawanych punktów na mapie.

środa, 11 stycznia 2017

Jest git


Facet, który przed momentem wyszedł na scenę, stwierdza na wstępie, że pora rozgrzać publiczność. Dobrze się składa, bowiem wewnątrz sali panuje niezbyt przyjemny chłód, a szczękanie zębami i nerwowe potupywanie zazwyczaj nie sprzyjają dobrej zabawie. Z ust prowadzącego pada kilka prostych poleceń i po chwili widownia klaszcze już pod jego dyktando. Wychodzi nam to nie najgorzej, dlatego dość szybko pierwsze ćwiczenie zostaje zaliczone.