poniedziałek, 28 grudnia 2015

Polska vs Reszta Świata


Samolot wylądował bez oklasków. Zastanawiam się, czy powinienem cieszyć się, że polscy pasażerowie wyzbyli się tego szeroko obśmiewanego zwyczaju czy raczej poczytać to za wyraz niezadowolenia spowodowanego kilkuminutowym opóźnieniem względem rozkładu. Po wyjściu na płytę lotniska spostrzegam, że obsługa portu lotniczego w Modlinie kieruje wysiadających do niewielkiego terminala jakąś okrężną drogą wiodącą wąską, brukowaną alejką. Szum samolotowych silników miesza się z terkotem dziesiątek walizek, których kółka niechętnie podskakują na niewielkich płytkach chodnikowych. Wstyd mi trochę przed poznaną podczas lotu współpasażerką z Grecji, że lotnisko pragnące uchodzić za drugi po Okęciu stołeczny port lotniczy już na starcie serwuje nam taki bubel. 

Wzdłuż taśmy z bagażami cisną się pasażerowie dwóch samolotów, bowiem na ekranie wyświetlają się naprzemiennie dwa połączenia. Coś mi mówi jednak, że jest jeszcze stanowczo zbyt wcześnie, by faktycznie mogły się tam znaleźć walizki z Kolonii. Podchodzę więc do automatu sprzedającego bilety na transport z lotniska. Na ekranie wyświetlacza spostrzegam dwa przyciski umożliwiające kupno biletu do Warszawy albo do Modlina i... nic poza tym. Nie wierzę własnym oczom! Mój sen się ziścił. Żadnego zbytecznego klikania w kilku miejscach i zastanawiania się, czy powinienem wybrać wariant na strefę A, B czy może obie, trzydziesto- czy sześćdziesięciominutowy, pośpieszny czy zwykły, z dopłatą czy bez dopłaty, z bagażem wymiarowym czy nadmiarowym, itp. Wielkie brawa!

Bez trudu docieram na przystanek, z którego odjeżdża autobus do stacji kolejowej w centrum Modlina. Zarówno krótkie połączenie autobusowe jak i przejazd pociągiem do Warszawy obsługują Koleje Mazowieckie, więc całą tę podróż można bez trudu pokonać na jednym bilecie. Na dodatek, kierowca nie zakłada, że pasażerowie są oszustami, więc zamiast wpuszczać ich wyłącznie przednimi drzwiami, by móc każdemu skontrolować bilet, po prostu otwiera wszystkie wejścia, dzięki czemu zajmowanie miejsc przebiega bardzo szybko i sprawnie. Znów wielkie brawa! 

Po kilku minutach jazdy widzę już nieduży, świeżo wyremontowany gmach dworca oraz czekający na przeciwległym peronie pociąg do Warszawy. Niestety, od owego peronu dzieli mnie wysoka kładka. Kilkoro pasażerów oblega już windę, ale zmuszeni są porzucić pierwotny zamiar, bowiem wejście do niej jest zamknięte na klucz. Nie pozostaje nic innego jak tylko wtaszczyć wszystkie bagaże po schodach. Czyli jednak stara poczciwa polska prowizorka wciąż ma się dobrze. Nagrodą dla wytrwałych jest przejażdżka nowiutkim, komfortowym pociągiem osobowym. Dobre i to.

Wyłaniając się z przejścia podziemnego nieopodal Dworca Centralnego, słyszę już dobrze znane pijacko-kibolskie zawodzenie piewców tej czy innej piłkarskiej drużyny. W pierwszym odruchu mam ochotę zawrócić. Spacerowanie pośród rodaków, u których nadmiar alkoholu wyzwala niczym nieskrępowaną potrzebę żenujących zachowań, jawi mi się w niezbyt radosnych barwach. Na szczęście wiem, że hotel znajduje się bardzo blisko. Na zachodzie Europy na pewno nie znalazłbym noclegu w tak dogodnej lokalizacji za równie niską cenę. Coś za coś.

Nazajutrz stoję przyklejony do okna, podziwiając centrum stolicy i zastanawiając się po raz kolejny, czy to miasto mi się podoba. Z braku lepszego pomysłu rozważam możliwe za i przeciw mieszkania tutaj. Niepostrzeżenie moje myśli uciekają nawet nieco dalej, w stronę zalet i wad mieszkania w Polsce bądź za granicą. W kółko przyznaję punkty temu czy owemu, przez co szala zwycięstwa przechyla się to w jedną, to w drugą stronę. Jaki byłby ostateczny wynik, gdybym wiedział, że w dalszą podróż ruszę zaskakująco nowoczesnym pociągiem PKP Intercity, zaś parę dni później (jadąc z Berlina do Kolonii) znów będę psioczył na Deutsche Bahn, że posypał im się system rezerwacji i mimo uiszczenia dodatkowych sześciu euro, nie mam gdzie siedzieć? Tego ranka nie wiem przecież nawet, że w empiku przy Marszałkowskiej nie dostanę żadnej z książek, które planowałem kupić podczas krótkiego pobytu w kraju, ani że Bydgoszcz, która w mojej świadomości wciąż lokuje się gdzieś między "szaro" a "brzydko", zaprezentuje się w te Święta całkiem miło dla oka.

Nawet na gruncie takich detali toczy się w mojej głowie wieloletni bój, w którym Polska nieustannie konfrontowana jest z innymi europejskimi państwami. Aż strach pomyśleć o znacznie poważniejszych płaszczyznach jak rynek pracy, dostępność mieszkań czy służba zdrowia. Tam to dopiero czekają punkty do rozdania. Pytanie tylko, czy jeśli per saldo wyjdzie mi -5 albo +38, to czy ta liczba będzie cokolwiek znaczyć? Tak czy owak, póki co zawody trwają w najlepsze.

15 komentarzy:

  1. Bardzo często po powrocie z zagranicy mam strasznego "kaca" i nie mogę się odnaleźć we własnym kraju, więc co dopiero osoby mieszkające po za Polską na stałe... Chyba najtrudniej jest mi się powtórnie zaaklimatyzować po powrocie z Włoch. Może ten kraj jest słabo zorganizowany i urzędy działają trzy razy gorzej niż u nas, ale ludzie są tak życzliwi i ciepli, że to wszystko potrafi wynagrodzić. U nas niestety smutek i buractwo na porządku dziennym, jak tylko można kogoś stłamsić i obrazić to przynajmniej połowa zakasa rękawy i się do tego z chęcią zabierze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, dużo prawdy jest w tym co piszesz, zwłaszcza w kwestii tłamszenia. Próbuję sobie przypomnieć, czy zdarzyło mi się przyjechać do Polski z poczuciem ulgi zamiast "kaca". Nie jest to łatwe, bo wypad za granicę na parę dni na ogół jest fajny, bez względu na to, dokąd się jedzie. Chyba tylko wracając z Ukrainy poczułem, że pod pewnymi względami nad Wisłą jest jednak przyjemniej. A Tobie zdarzyło się wrócić do Polski, ciesząc się, że jesteś wreszcie w domu?

      Usuń
    2. Naprawdę długo myślałam nad odpowiedzią na to pytanie, ale chyba z przykrością muszę powiedzieć, że nie. Owszem uwielbiam mój dom, jestem po uszy zakochana w rodzinnym Wrocławiu, ale zwykle za granicą zostawiam swoje serce. No może powrót z Bułgarii klika lat temu specjalnie mnie nie smucił...

      Usuń
    3. Czyli wciąż aktualna jest stara prawda, że każda dziura może być fajna pod warunkiem, że jest za granicą. ;-)

      Usuń
  2. Myślę, że ważniejsze od takiego punktowania, jest po prostu to co czujesz w swoim sercu. Wygrywa miejsce, o którym WIESZ, że to po prostu Twoje miejsce. Może mieć i milion minusów, ale ma jedną największą zaletę - to Twój dom, niezależnie jak daleko czy blisko by był.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz przypomniał mi o filmie "Para na życie" ("Away We Go"), w którym dwoje ludzi poszukuje miejsca, o którym piszesz. Polecam, jeśli nie widziałaś. :-)

      Usuń
    2. Nie widziałam, a chętnie zerknę :)

      Usuń
  3. Każdy kraj na pewno ma swoje plusy i minusy. Ja sama nie lubię Polski. Gdybym miała wyjechać zrobiłabym to i chyba niczego nie byłoby mi żal. Nie wiem jednak co czułabym z czasem, czy bym zatęskniła, czy nie. Może wtedy dopiero doceniłabym to, gdzie mieszkam. Na pewno ciekawy jest taki powrót po latach. Miłego pobytu w naszym pięknym kraju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! A co do tego, co piszesz o sobie, to... jak to się mówi: Jest tylko jeden sposób, by się przekonać. Na dodatek, im dłużej będziesz zwlekać, tym będzie trudniej Ci się zebrać. Wyjazd z Polski choćby na parę miesięcy potrafi dać naprawdę bardzo wiele. Zapytaj np. kogokolwiek z "Erasmusów", czy było warto spróbować. No, a jeśli zatęsknisz, powrót nie będzie problemem. :-)

      Usuń
  4. Póki mieszkałam w Polsce, to trochę jej nie doceniałam. Nigdzie nie jeździłam ot tak, żeby pozwiedzać, bo po co - myślałam: i tak wszędzie to samo, jak już jechać zwiedzać, to za granicę. Teraz mieszkam w innym kraju, a mój Mąż - obcokrajowiec - zakochał się w Polsce. W sumie to dzięki niemu zachciało mi się trochę popodróżować po niej i zobaczyć te miejsca, w których nie byłam. I nawet mi się to podoba :) Bo Jego radość z takich podróży jest bezcenna, a ja jestem jego przewodniczką w kraju, który dobrze rozumiem. Ale zamieszkać razem w Polsce nie chciałabym. Zdecydowane nie. Urlop - tak, ale na dłuższą metę nie dałabym rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że nasze niedocenianie Polski wynika z prostej zasady "cudze chwalicie..." czy może raczej mamy jakiś dziwny, ogólnokrajowy kompleks, który każe nam stawiać wyżej wszystkich wokół, natomiast nas samych - w pozycji tych, którzy muszą nieustannie nadganiać czołówkę? Nie mam tu na myśli polityki czy gospodarki, ale raczej punkt widzenia przeciętnego Kowalskiego.

      Usuń
  5. Polska nie jest taka zła, będąc w wielu miejscach na świecie często można docenić to co mamy i przekonać się, że mamy naprawdę dużo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że nie jest zła. Rzecz w tym, żeby czuć się dobrze tam, gdzie się jest. Ot, banał, a jednak jakoś ważny.

      Usuń
  6. "obsługa portu lotniczego w Modlinie kieruje wysiadających do niewielkiego terminala jakąś okrężną drogą wiodącą wąską, brukowaną alejką. (...) Wstyd mi trochę przed poznaną podczas lotu współpasażerką z Grecji, że stolica mojego kraju już na starcie serwuje nam taki bubel. "

    coś chyba nie zadziałało przy dodawaniu komentarza - przepraszam bardzo ale prosze nie pisz ze Modlin to stolica :D jakbyś lądował na Okeciu nie ma problemu ale Modlin??? To nie Warszawa nawet! pliss popraw...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga, dzięki. Poprawiłem właśnie ten fragment.

      Usuń