piątek, 3 lutego 2017

Bienvenue à Nice!


Temperatura w ciągu dnia sięga kilkunastu stopni, jednak miejscowi twierdzą, że tak srogiej zimy na Lazurowym Wybrzeżu nie było już od dobrych kilku lat. Śmieją się, gdy mówię im, że mój środkowoeuropejski organizm dokładnie te same bodźce ze strony otoczenia interpretuje jako nadejście wiosny i że czuję się, jakbym w ciągu półtoragodzinnego lotu z Kolonii zgubił po drodze co najmniej dwa miesiące.

Pokonując drogę do pracy, stopniowo przyzwyczajam się do widoku palm i drzewek pomarańczowych. Nie dlatego, że są dla mnie czymś nowym. Po prostu oswajam się z tym, że widzę je każdego dnia; że one nadal tam są, i że ja nadal tu jestem. Sporo czasu zajęło mi przekonanie samego siebie, że nie przyjechałem tu na wakacje. Nie wpadłem tylko na chwilę, żeby naładować baterie. Ja tu naprawdę zostaję.



Odkąd zamieszkałem w Nicei, jeszcze bardziej uwielbiam poranki. Widok z Promenady Anglików o wschodzie słońca jest pieszczotą dla oczu – mieszanką barw tak intensywną, że aż niemal kiczowatą. Gdy wychodzę pobiegać, celowo nie zabieram ze sobą aparatu, choć mijam za każdym razem co najmniej kilka osób z obiektywami wycelowanym w dal. Jak się już nie raz przekonałem, tego typu zdjęcia pozwalają uchwycić jedynie przesłodzone widoczki, które nie mają w sobie ani krzty atmosfery, jaka panuje w tamtym miejscu. Jakkolwiek banalnie zabrzmią te słowa: trzeba to po prostu zobaczyć na własne oczy.

Ze wszystkich dobrodziejstw Lazurowego Wybrzeża póki co najbardziej cenię sobie dystans, jakiego można tu nabrać do wszystkiego, co dotychczas bezsensownie rozbudzało emocje. Wreszcie jestem dostatecznie daleko od męczącego podziału na "prawaków" i "lewaków", od prawdziwych i nieprawdziwych Polaków, od straszenia terroryzmem, rozpadem Unii czy kolejną wielką wojną, a przede wszystkim – od napuszczania jednych ludzi na drugich. Pracuję w międzynarodowym instytucie, gdzie (jak na Francję przystało) celebruje się wspólne posiłki. Każdego dnia, w porze obiadowej przy tych samych stołach siadają przedstawiciele Francji, Włoch, Grecji, Hiszpanii, Ukrainy, Argentyny, Algierii, Senegalu, Chin, Polski i pewnie jeszcze wielu innych krajów. I choć każdemu z nas czasem brakuje w menu jakiegoś przysmaku z rodzinnych stron, do gardeł sobie z tego powodu nie skaczemy. Z innych powodów zresztą też nie.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że po ubiegłorocznym ataku terrorystycznym wielu osobom Nicea może kojarzyć się niezbyt sielankowo. I ja, przyjeżdżając tutaj, zastanawiałem się, jak silne piętno na mieszkańcach wywarły tamte wydarzenia. Czy zamknęli się w jakimś stopniu na obcych? Czy żyją w strachu, że sytuacja w każdej chwili może się powtórzyć? Czy z wolna popadają już w paranoję? Na szczęście żadnej z tych rzeczy jak dotąd nie dostrzegłem, choć obawiam się, że tegoroczne wybory (prezydenckie wiosną i parlamentarne latem) mogą nieco zmienić mój ogląd sytuacji. Owszem, niezbyt łatwo jest tutejszym mieszkańcom opowiadać o ubiegłorocznym lecie. Na Promenadzie do dziś w niektórych miejscach leżą kwiaty, maskotki czy po prostu kamienie. Z pewnością nie można jednak mówić o popadaniu w martyrologię.

Co dość zaskakujące, Nicea poza sezonem letnim okazuje się być niezbyt hałaśliwym miastem. Na dodatek jest zadziwiająco mało zatłoczona jak na jedną z większych francuskich aglomeracji. Wystarczy oddalić się parę kroków od plaży, by odnaleźć na ulicach spokój. Ten jednak – jak mi powiedziano – niechybnie wyparuje już w okolicach Wielkiej Nocy, gdy znów zaczną zapełniać się hotele.

Pożyjemy, zobaczymy.
















8 komentarzy:

  1. Dla mnie idealnie trafiony post! Planuję odwiedzić Niceę tego lata i już nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobry wybór! Masz już rezerwację hotelu albo mieszkania? Warto się pośpieszyć. :)

      Usuń
  2. A mnie bardzo interesuje jak odnalazłeś się w nowej pracy. Może jeszcze zbyt wcześnie na takie pytanie, ale czy zmiana pracodawcy, podjęcie tego ryzyka, było dobrym wyborem? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że pytasz. Moim zdaniem taka zmiana był bardzo potrzebna. Pytanie, co sądzi o tym mój obecny pracodawca. :) Nowe wyzwania są bardzo stymulujące, choć konieczność szybkiego zaadoptowania się do nowych warunków i odnalezienia w niemal zupełnie nowej działce skutecznie odbiera pewność siebie i poczucie gruntu pod nogami. Cierpliwie czekam więc, aż ten grunt odnajdę. W każdym razie, było warto zaryzykować.

      Usuń
  3. A ja to Ci chyba trochę zazdroszczę tego południowego ciepełka.
    Życzę powodzenia "na nowej drodze życia":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cierpliwości, wiosna w Polsce już niebawem. :)
      Dziękuję za życzenia.

      Usuń
  4. Pamiętam jak czytałam ten post zaraz po Twojej publikacji. To było tak dawno temu. Mam nadzieję, że odnalazłeś się w tym francuskim mieście i przez ten cały czas odkrywałeś w nim coś innego. Promenada wygląda imponująco i wierzę w to, że dużo się tam dzieje. Bieganie w takiej okolicy to musi być coś! Zresztą ja zawsze mam słabość do miast z dostępem do wody, więc Nicea na pewno by mi się spodobała. Praca w takiej międzynarodowej grupie brzmi interesująco i jestem ciekawa, czy coś o niej na blogu wspominałeś. Pewnie dziś się dowiem, jak przekopię się przez te wszystkie francuskie posty :)
    Pozdrawiam z zimnego niemieckiego Borken-Burlo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że tu czasem zaglądasz. Czy się odnalazłem we Francji? Chwilami nawet aż za bardzo. Przedwczoraj wróciłem z tygodniowej wyprawy do Polski. Lądując w Nicei, po raz pierwszy tak silnie poczułem, że wreszcie znów jestem w domu. A w każdym razie bardziej w domu niż w Warszawie, z której wystartowałem. Jestem przekonany, że Lazurowe Wybrzeże przypadłoby Ci do gustu. Jeśli zaś chodzi o poczucie przynależności, to w zimnym niemieckim Borken-Burlo pewnie też zadajesz sobie czasem pytanie, gdzie właściwie (bardziej) jesteś u siebie, dobrze myślę?

      Usuń