sobota, 11 marca 2017

Kwestia smaku


Francja ma smak, w każdym znaczeniu tego słowa. Dobrze się nosi, dobrze się prowadzi i dobrze się żywi. Może czasem za bardzo się tym chełpi, ale przymknijmy na to oko. Żaden kraj nie jest idealny. Grunt, by znaleźć sobie taki, którego zalety nam odpowiadają, a wady nie kłują za bardzo w oczy.

Ludzie z reguły lubią otaczać się pięknem. Co do tego chyba wszyscy jesteśmy zgodni. Różnice dostrzec można dopiero w pojmowaniu tych słów. Ja na przykład zwracam uwagę na urodę miasta, w którym przebywam. Cenię ją tym bardziej, im mocniej uzmysławiam sobie, że sam nie potrafiłbym porządnie zaprojektować nawet latarni ulicznej czy wiaty przystankowej. Uwielbiam za to podziwiać dzieła tych, którzy zagospodarowują przestrzeń miejską w taki sposób, że czujemy się w niej dobrze. Czasem mam jednak wrażenie, że jestem w tym odosobniony. Wiele osób nie przywiązuje zbyt wielkiej wagi do tego, jak wygląda ich otoczenie. Twierdzą, że przecież wszędzie mieszka się tak samo, więc koniec końców jest im to obojętne. Nawet jeśli trafiają do nich argumenty estetyczne, to i tak w którymś momencie pokiwają tylko głowami, a potem – jakby się usprawiedliwiając – zapytają, po co komu piękne ulice, skoro codzienne problemy pozostaną te same. Według mnie należy raczej odwrócić pytanie: Skoro problemy są wszędzie te same, po co marnować czas pośród bylejakości?

Nicea należy do tych miast, które z bylejakością zdecydowanie nie mają wiele wspólnego. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jej uroda sięga kilkuset metrów ponad ziemią. Dosłownie! Podchodząc do lądowania na lotnisku Nice - Côte d'Azur, lepiej mocno trzymać się fotela, bo widoki mogą powalić na łopatki. Już od pierwszych chwil rzuca się w oczy pofalowana, formująca malownicze zatoki linia brzegowa Morza Śródziemnego, które wprost hipnotyzuje odcieniami błękitu. Na skalistym obszarze ciągnącym się wzdłuż wybrzeża dostrzeżemy poprzetykaną palmami miejską zabudowę, ograniczoną od północy majaczącym w oddali pasmem Alp. Jakby komuś wciąż jeszcze mało było wrażeń, samolot siada niemalże na wodzie, bowiem port lotniczy znajduje się na samiuśkim skraju zatoki. W obliczu takiej kumulacji doznań nikogo nie może dziwić, że lotnisko to regularnie trafia do czołówki najpiękniej położonych obiektów tego typu na świecie. Warto też podkreślić, że pogoda jest tu zdecydowanie naszym sprzymierzeńcem – trzeba być doprawdy życiowym pechowcem, by załapać się na lądowanie w deszczu, wichurze czy mgle, co oczywiście pozbawiłoby nas wszystkich tych wizualnych fajerwerków.

Słynna Promenade des Anglais znajduje się w zasięgu dotarcia piechotą z portu lotniczego, więc niektórzy pasażerowie podróżujący z niewielkim bagażem wybierają opcję ponadgodzinnego spaceru do centrum miasta. Ci nieco bardziej objuczeni wsiadają do autobusów, które również kursują wzdłuż morza, więc i oni rozkoszować się mogą tamtejszymi widokami. Nadużyciem byłoby jednak stwierdzenie, że uroda tego miasta sprowadza się wyłącznie do jego geograficznego położenia.

Nicea bywa przez wielu kojarzona z rzędem hoteli przycupniętych wzdłuż Zatoki Aniołów, pośród których na pierwszy plan wysuwa się słynny Le Negresco. Skojarzenie to jest tyleż trafne, co wyrywkowe. Wystarczy bowiem zanurzyć się odrobinę dalej w głąb miasta, by odkryć nie tylko jeden rząd, ale całe kwartały pełne okazałych kamienic. Prawdziwą perłą w nicejskiej koronie jest tzw. Złoty Kwadrat (fr. Carré d'Or), rozpięty między Bulwarem Gambetta a Aleją Jean Medecin. Tutaj każda ulica, każdy skwer i niemal każdy budynek to majstersztyk. Już po kilku minutach spaceru w tej iście sielankowej scenerii dociera do nas, że francuska Belle Époque pozostawiła nam w spadku niewiarygodne arcydzieła. Sęk w tym, że przechadzając się tamtędy codziennie, łatwo ulec złudzeniu, że wszystkie te wychuchane domy zamieszkane są przez błękitnokrwistych bogaczy, których problemy kompletnie nie przystają do naszego świata. Wrażenie to potęguje fakt, że każdego wieczora mijamy na ulicach osoby ubrane w stroje od projektantów,  widujemy ludzi śmiejących się i dyskutujących przy lampce wina w eleganckich restauracjach lub znikających we wnętrzach luksusowych hoteli. Po takiej dawce lukru aż trudno czasem zrozumieć, dlaczego wszystkie zejścia na plażę miejską śmierdzą uryną, dlaczego na schodach przed niektórymi domami koczują bezdomni, a w spożywczych dyskontach nigdy nie brakuje klientów skuszonych cenowymi promocjami.

Morał jest prosty: Bajkowa sceneria bajki nie czyni. Naiwnością byłoby wierzyć, że jest inaczej. Z drugiej strony, głupotą byłoby nie doceniać piękna Lazurowego Wybrzeża i nie czerpać z niego pełnymi garściami. Można budować swój wizerunek w Sieci, publikując setki zdjęć własnej twarzy wkomponowanej w nicejskie pejzaże. Można obfotografować którąkolwiek z tutejszych winiarni, piekarni czy cukierni. Można też wreszcie odłożyć smartfona i skosztować francuskiego wina, bagietki czy deseru. Wszystko jest kwestią smaku.
























4 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że taką dysproporcję łatwo dostrzec w każdym większym miastem. Im miejsce piękniejsze, cieplejsze (!) i przyjemniej się w nim żyje, tym w cieniu chowa się więcej biedy, chorób i poszukiwania 'lepszego życia'. Widziałam to w Paryżu czy w Nowym Jorku. Nie trudno się domyślić, że w Nicei może być podobnie ;)
    Anyway, oglądam zdjęcia i nasuwa mi się tylko jedno pytanie... kiedy mogę Was odwiedzić? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dysproporcja to właściwe słowo. Czasem wydaje mi się też, że w "lazurowym" przekroju społecznym grupa średniaków jest odrobinę niedoreprezentowana. Widoczni są oczywiście turyści, zaraz po nich dostrzec można bogatych i biednych mieszkańców, a tych co pośrodku chyba jakoś mniej niż gdzie indziej.

      Co do odwiedzin, to powoli robi się gęsto. Do połowy lipca jesteśmy już "wybukowani" po brzegi, ale potem hulaj dusza, więc jakby co, to wiesz, gdzie nas znaleźć... :)

      Usuń
  2. Jak dobrze, że są jeszcze ludzie, którzy zadają właśnie odwrotną wersję tego smutnego pytania. :)
    Francja jest piękna, choć, jak wspomniałeś, na każdym kroku ścierają się tu dwa różne światy - bogaty, pełen przepychu oraz ten mroczniejszy, biedny, niebezpieczny. Ciężko jednak przejść obojętnie koło tak wytwornej architektury (oraz palm!) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bylejakość jest straszna, a do tego wkrada się niepostrzeżenie. Wystarczy czasem sobie odpuścić, by stopniowo zacząć osuwać się w bierność, marazm i czarnowidztwo. Nie lubię, gdy ludzie "bylejaczeją", a raczej gdy MY "bylejaczejemy", podczas gdy wokół jest jeszcze tyle nowych rzeczy do odkrycia.

      Usuń