sobota, 20 maja 2017

Frankofonia w weekend


– Dzień dobry! Poproszę dwie bagietki.
– Dwie? – dopytuje się sprzedawca.
– Tak, dwie. – odpowiadam, pokazując dla pewności na palcach, o jaką liczbę mi chodzi.
Nazajutrz sytuacja się powtarza. A potem znów i znów, nawet w różnych piekarniach. Dzieje się tak niemal za każdym razem, ilekroć usiłuję kupić deux baguettes, deux croissants, czy deux cokolwiek. Czy ktoś mi może wyjaśnić, co robię nie tak?

Zwróciłem się z prośbą do koleżanki z pracy, by wytłumaczyła mi, dlaczego Francuzi nie rozumieją mojego "deux". No i wyszło szydło z worka. Jak się okazało, pilnie potrzebowałem gruntownego przeszkolenia. Moja nauczycielka rozpoczęła od wyłożenia teorii na tablicy. Były przykłady i kontrprzykłady, dobre i złe praktyki. Potem nadszedł czas na ćwiczenia praktyczne: Nie mów "dy" ani "du", tylko coś pomiędzy tymi dwoma. I nie przeciągaj zbytnio tego dźwięku. Powiedz króciutko: "deux", nie "deuuuux" – demonstrowała i kazała mi powtarzać do skutku. Następnego ranka szedłem do piekarni z duszą na ramieniu, ale udało się. Dostałem to, o co prosiłem. Bez dodatkowych pytań i pokazywania na migi. Poczułem się, jakby ktoś aktywował mi funkcję pozwalającą bez skrępowania brać wszystkiego po dwa. Radości nie było końca.

Nie chcę przez to powiedzieć, że zadufani i aroganccy Francuzi dopiero po tak wyczerpującym treningu łaskawie zaakceptowali moją nowo opanowaną, nieco bardziej zbliżoną do poprawnej francuzczyzny wymowę słowa "deux". No dobrze, przyznaję, że wkurza mnie niekiedy ich arogancja, a zwłaszcza teatralne miny w stylu "Nie rozumiem, o czym do mnie mówisz". W końcu nie tak trudno jest ruszyć głową i domyśleć się, o co mi chodzi. Mimo wszystko jednak biję się w pierś i przyznaję, że język francuski pełen jest głosek, których właściwa wymowa nadal pozostaje poza moim zasięgiem. I choć różnice między nimi wydawać się mogą ledwo dostrzegalne, dla Francuzów są one bardzo istotne, bowiem w wielu przypadkach znacząco wpływają na sens zdania.

Spróbujmy na moment odwrócić sytuację: Czy dostrzegasz różnicę między wymową takich słów jak kosz, koszt i kość? Dla nas są one oczywiste, wielu obcokrajowców natomiast kompletnie ich nie słyszy. Przekonałem się o tym całkiem niedawno, gdy zostałem zapytany o polski odpowiednik francuskiego "Salut!". Nigdy przedtem nie przyszło mi do głowy, że banalne "Cześć!" może przysporzyć komuś tyle kłopotów. Są tam bowiem aż trzy trudne do wyartykułowania głoski. Z opanowaniem pierwszej z nich ("cz") jeszcze nie jest najgorzej dzięki podobieństwu do jej angielskiego odpowiednika, ale "ść" to już przeszkoda praktycznie nie do pokonania. Polecam wypróbować na pierwszym napotkanym przybyszu z zagranicy. Mojego argentyńskiego kolegę tak to wciągnęło, że każdego dnia wita się ze mną głośnym "Czessss!" przekonany, że osiągnął już poziom profesjonalizmu pozwalający mu uczyć polskiej mowy kolejne osoby w jego otoczeniu.

Wróćmy jednak do francuskiego. Oczywistym jest, że ilekroć otworzę usta, miejscowi bez trudu rozpoznają, że nie jestem Francuzem. Co zabawne, wielu z nich bezskutecznie próbuje rozwikłać zagadkę – skoro nie Francuz, to kto? Nie tak dawno spostrzegłem na przykład, że pan serwujący dania w firmowej stołówce również usiłuje zgadnąć, skąd pochodzę. Ponieważ w menu królowała tego dnia kuchnia włoska, postanowiłem wpuścić go w maliny. Buongiorno, signore! – rzuciłem na starcie, starając się jak najwierniej naśladować melodię głosu moich włoskich znajomych – Spaghetti alla carbonara, per favore! Mężczyzna rzucił w moja stronę porozumiewawcze spojrzenie, dodając w odpowiedzi "Buon appetito!". Acha, połknął haczyk – pomyślałem. Następnego dnia, już po francusku, zapytał mnie, z jakiego regionu pochodzę. Jak przypuszczam, miał na myśli region Włoch, więc musiał się nieco zdziwić, gdy odpowiedziałem Pologne. Choć z drugiej strony, wziąwszy pod uwagę moją niezbyt wprawną francuska wymowę, mógł zrozumieć Bologne, a to znaczy, że zabawa trwa nadal.

2 komentarze:

  1. Stąd chyba prosty wniosek, że każdy język jest hardkorowy? :) Czasami jak patrzę na nasze polskie nazwy miejscowości, to nie mogę wyjść ze zdziwienia po co tak komplikować ludziom życie. Bardzo długie i naszpikowane znakami specjalnymi, aż oczy bolą. No patrz, nawet ta krótka notka bije po oczach ;)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że w porównaniu z islandzkim nasz język to i tak małe piwo, ale kto wie? ;) Bijąco po oczach, pozdrawiam również!

      Usuń