niedziela, 13 września 2015

Sztuka na wyciągnięcie ręki

Biblioteka, w której zamiast książek wypożyczać można dzieła sztuki  na taki pomysł już przeszło 40 lat temu wpadł Horst-Johannes Tümmers, dyrektor kolońskiej Stadtbücherei. W roku 1973 udało mu się dopiąć swego. Wzorując się na podobnej instytucji funkcjonującej w Berlinie, utworzył pierwszą w tym regionie artotekę.

Kolońska Artothek funkcjonuje po dziś dzień. Mieści się w XV-wiecznej kamienicy przy ul. Am Hof, tuż obok katedry. Począwszy od roku 1977 regularnie organizowane są tam wystawy, po których interesujące nas eksponaty możemy niemalże wziąć pod pachę, zabrać do domu i zawiesić w salonie. Oprócz prywatnych wielbicieli sztuki z usług artoteki korzystają też firmy pragnące uatrakcyjnić swoje biura czy organizatorzy sympozjów chcący nadać odrobinę artystycznego charakteru nazbyt surowym w wystroju salom konferencyjnym. Trudno im się dziwić, w końcu możliwość obcowania przez kilka tygodni czy nawet miesięcy, dajmy na to, z oryginalnym dziełem Maksa Ernsta za 5% jego wartości rynkowej to opcja niezwykle kusząca. To również doskonała okazja do promowania młodych artystów, ponieważ pieniądze z wynajmu w dużej części przeznaczane są na pozyskiwanie najnowszych dzieł obiecujących twórców.

W roku 1993 z inicjatywy Wolfganga Vomma, dyrektora niewielkiej galerii Villa Zanders, skromna artoteka powstała również w podkolońskim Bergisch Gladbach. Kierownictwo nad nią powierzono Klausowi Altmannowi, który piastuje ten urząd nieprzerwanie od 22 lat. Dzięki jego zaangażowaniu i charyzmie, artoteka położona w mieście wielkości Włocławka dorobiła się szerokiego grona stałych klientów, a jej zbiory liczą obecnie ponad 1300 eksponatów. Klaus Altmann jest dziś emerytowanym starszym panem, którego spotkałem niedawno w jego biurze znajdującym się na ostatnim piętrze galerii. O dziełach, nad którymi sprawuje pieczę, opowiada z tak niewiarygodną pasją, że chciałoby się go słuchać godzinami. On zaś skromnie stwierdza tylko, że pragnie dzielić się swą wiedzą z kolejnymi pokoleniami.

Podobne instytucje od niedawna pojawiają się również w Polsce. Niestety, nie cieszą się wciaż jeszcze zbyt wielką popularnością. Taka forma wspierania współczesnych artystów najwyraźniej nie leży w naturze rodzimych kolekcjonerów, którzy sztukę postrzegają często jako inwestycję.

Z czasem to się zmieni, bo coraz więcej firm docenia rolę kultury w budowaniu swojego wizerunku. To na razie trudny temat, ale myślę, że rozwojowy  stwierdziła (w rozmowie opublikowanej na portalu wroclaw.pl) Magdalena Bobko, szefowa Galerii Socato, w ramach której uruchomiono w ubiegłym roku wypożyczalnię dzieł sztuki. Pytanie tylko, czy przyszłych klientów wypożyczalni, na których liczy, przywiedzie faktycznie potrzeba obcowania ze sztuką czy raczej chęć uchodzenia za koneserów.

P.S. Konia z rzędem temu, kto pierwszy zauważył, że Artothek można odczytać z angielska jako:


Źródła:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz