wtorek, 29 września 2015

Jednaki, miarowy, niezmienny


Panie Staff, o szyby to sobie może jesienny deszcz dzwoni i pluszcze gdzieś tam w Polsce, ale nad Renem, to on  proszę Pana  literalnie nie zna litości. No, ludzie... ileż można?

Wrzesień jak wrzesień, wiadoma sprawa  solidna ulewa na dobry początek szkoły to i u nas od lat uświęcona tradycja. Pech chciał jednak, że drugiego i trzeciego dnia też solidnie zmoczyło. No, cóż. Bywa i tak.  że zacytuję klasyka.

Nazajutrz coraz bardziej nerwowo spoglądałem za okno, ale na żadne zmiany się nie zanosiło. Umarł w butach. W niedzielę zacząłem już dla zachowania spokoju obracać sytuację w żart. Przecież nie może padać całą wieczność!  sam siebie próbowałem przekonać.

Kolejny tydzień rozpoczął się obiecująco. Suchą stopą dotarłem do pracy, choć odnotować trzeba, że odprowadzały mnie czarne chmury. Inna sprawa, że ulewa wisząca w powietrzu nie kazała długo na siebie czekać. Nim nastał kolejny weekend, zdążyłem już zgromadzić na wycieraczce imponującą kolekcję przemoczonych butów, a i pomysły, co suchego na grzbiet narzucić powoli się wyczerpywały. 

W trzecim tygodniu żarty się skończyły, choć może trafniej byłoby stwierdzić, że obiekt żartów i żartujący zamienili się rolami. Parasol przestał już w zasadzie ociekać z kropel między jednym a drugim użyciem. Mokre pranie wyjęte z pralki niewiele różniło się od tego, jakim zastać je można było po całej nocy zalegania na lince. Biegać w miarę spokojnie dawało się praktycznie tylko w lesie, bo jedynie tam liście cierpliwie brały na siebie większość spadających kropel. Wspomnienia o błękicie nieba czy odsłoniętej tarczy słońca coraz bardziej rozmywały się już w mej pamięci. Okresy bez opadów przeszły do historii, a ich miejsce zajęły nędzne interludia między jednym a drugim deszczem. 

Niestety, nie ma nadziei. Jak podaje portal holiday-weather.com, w Kolonii przypada przeciętnie kilkanaście dni deszczowych w miesiącu. W każdym miesiącu! Nawet wtedy, gdy Bawaria praży się w słońcu, Monachium rozpoczyna Oktoberfest, a Robert Lewandowski strzela bramkę za bramką. Ot, mikroklimat.

To już postanowione: Uciekam... choć na parę dni. Zaspanym wzrokiem rzucam przelotne spojrzenie w stronę niewielkiego okna samolotu i patrzę, jak pokrywają je krople. Ręce opadają.


6 komentarzy:

  1. Z przyjemnością poczytałam, bo mi deszczu brakuje :D U nas we Wrocławiu słońce, ciągle ciepło, a ja już tęsknie za chłodnymi, deszczowymi popołudniami i ciepłym szalikiem. No, ale jak już przyjdzie plucha to pewnie zacznę narzekać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po cichu się przyznam, że celem mojej ucieczki jest właśnie Wrocław, gdzie zaznaję słonecznej jesieni, co niesamowicie mi odpowiada. Jeśli wkrótce ulewy dotrą i tu, wiesz, kogo winić.

      Usuń
  2. Czytam i czytam i przed oczami mam naszą wyprawę do Norwegii, siedem dni, siedem dni ciągłego deszczu. I tak ponoć jest tam cały czas. Nic dziwnego, że w tym kraju ludzie tak bardzo potrzebują psychologów ;)
    Więc tym bardziej rozumiem i mam nadzieję, że znajdziesz trochę słońca w Polsce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uh, nie zazdroszczę. Pewnie większość koron wydałaś na kalosze?
      Jeśli chodzi o zapotrzebowanie na psychologów, to zaczynam na własnej skórze odczuwać, jak niekończąca się plucha wpływa na ogólne "nicsięniechcenie" i doceniam wreszcie polską jesień.

      Usuń
    2. Na szczęście byłam zaopatrzona w nieprzemakalną pelerynkę, jeszcze kupioną na szybkości na dworcu. I wszystkie zdjęcia mam w oczojebnie niebieskim kapturku ;)

      Usuń
    3. Heh... Magda, wiesz, że po takiej zapowiedzi bez przykładowego zdjęcia w pelerynie już się nie obejdzie. ;-)

      Usuń