niedziela, 26 lipca 2015

Z widokiem na dom

– Gdzie dokładnie mieści się twoja firma? – zapytałem.
– Niedaleko domu.
– Jak to możliwe? Przecież mówiłaś, że to gdzieś w centrum, a mieszkacie na przedmieściach. – odparłem zdumiony.

Po chwili namysłu dotarło do mnie, że przecież w Niemczech z powodzeniem można nie tylko pracować, ale nawet mieszkać niedaleko domu. Ba, nawet naprzeciwko domu albo z widokiem na dom. Czy raczej Dom, zważywszy, że w języku niemieckim rzeczowniki zapisywane są od wielkiej litery.

Kölner Dom czyli kolońska katedra od setek lat dostojnie pręży się na zachodnim brzegu Renu, roszcząc sobie prawo do dyktowania urbanistycznego porządku całemu miastu. Jej charakterystyczne bliźniacze wieże trwale zdominowały horyzont sprawiając, że niemal wszystko co kolońskie przedstawia się dziś graficznie za pomocą dwóch strzelistych, symetrycznie ułożonych trójkątów.

Tysiące okrągłych zdań na temat tej niezwykle imponującej średniowiecznej świątyni wypełniają zarówno podręczniki akademickie jak i przewodniki turystyczne, zatem na nic zda się powielanie zawartych w nich treści. Jeszcze wyrwie mi się stwierdzenie, że dopiero tu zrozumiałem sens sformułowania "gotyk na dotyk", a po cóż niepotrzebnie narażać się Toruniowi?

Nie dziwi mnie, że 150 lat temu właśnie u stóp tutejszej katedry wybudowano centralny dworzec kolejowy. Ot, wysiadamy z pociągu, a ona już tam jest, niemal wdziera się na peron. Jestem w stanie wyobrazić sobie pasażera, który zamawia kawę na wynos, siada na schodach obok bocznego wejścia do świątyni i czeka na kolejny pociąg, obserwując przewijające się przed nim tłumy. Obawiam się tylko, że łatwo może przeoczyć swój odjazd, bowiem o każdej porze dnia rozgrywa się tam swoisty spektakl. Na pierwszy plan wysuwają się oczywiście turyści, zalewając okolicę morzem aparatów fotograficznych. Nawet oni nie są jednak w stanie zagłuszyć wszelkiej maści manifestantów, którzy właśnie tam zwykle rozpoczynają swoje zgromadzenia. Tuż za nimi plasują się imprezowicze i spontaniczni grajkowie walczący o skrawek ziemi z rowerzystami i deskorolkowcami. Do tego dodać należy restauratorów, handlarzy, hotelarzy i innych przedsiębiorców, a wreszcie zwykłych przechodniów, do których skądinąd etykietka "zwykli" nie całkiem przystaje, bowiem nie jest to kraj szaroburo odzianych nudziarzy.

Wewnątrz katedry tłum jest nieco bardziej jednolity – silniej zdominowany przez przyjezdnych i odrobinę cichszy niż na zewnątrz. Co do zasady jest jednak niezmienny – rozbiegany, wszędobylski i chaotyczny. To gdzie ci trzej królowie? Aaaa, tam... Pstryk...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz